Lewis Hamilton z całą pewnością nie może być zadowolony z minionego sezonu Formuły 1. Brytyjczyk notował – jak na swoje standardy – naprawdę tragiczne wyniki. Zaczęły pojawiać się głosy, że siedmiokrotny mistrz świata powinien zejść już ze sceny i opuścić Królową Motorsportu. Jednak czy mają rację? Czy Lewis Hamilton naprawdę się skończył? A może Brytyjczyk dalej ma w sobie „to coś” i jest w stanie sięgnąć po upragniony ósmy tytuł mistrzowski?
Uwaga! Niniejszy tekst jest wyłącznie opinią autora i nie odzwierciedla poglądów całej redakcji.
W jakim położeniu znajduje się Lewis Hamilton?
To jest naprawdę dobre pytanie. Z jednej strony ktoś mógłby powiedzieć, że Hamilton powinien opuścić ten sport, bo przecież notował fatalne występy (o tym zaraz), a tak poza tym, to jego szanse na zdobycie ósmego tytułu mistrzowskiego są raczej… żadne. Z drugiej strony – czy szósta pozycja w klasyfikacji generalnej jest aż tak fatalna?
Pragnę zwrócić uwagę na to, że to pierwszy sezon Hamiltona w barwach Ferrari. Zupełnie nowy bolid, zupełnie nowi współpracownicy, inne środowisko pracy, a to wszystko po 12 pełnych sezonach spędzonych w Mercedesie. Ciężko jest się przestawić w tak krótkim czasie, a niektórzy właśnie tego wymagają od Hamiltona.
No i okej, znowu muszę usiąść po innej stronie – dobry, kompletny kierowca wyścigowy powinien już po kilku rundach „przeskoczyć” w tryb pracy w innym zespole czy samochodzie. Z grubsza się zgadzam, ale mówimy o Scuderii Ferrari, o SF-25. Pamiętajmy o tym.
Nie mówimy o przejściu z Mercedesa do McLarena, czyli do zespołu, który raczej nie zachowuje się jak grupka dzieci we mgle. Mówimy o Włochach z Maranello, którzy od wielu już lat mają problem z ogarnięciem swojego podwórka. Do tego wszystkiego dochodzi brak zrozumienia samochodu – postawiono wszystko na jedną kartę i zbudowano kompletnie nową maszynę, czyli SF-25, które – eufemistycznie mówiąc – jest średnio konkurencyjne.

Więc… w jakim położeniu znajduje się Hamilton? Nie oszukujmy się, do końca kariery Brytyjczyka bliżej niż dalej, ale jedno jest pewne – Lewis nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i nawet jeśli nie wzniesie po raz ósmy w karierze pucharu mistrza świata, to na pewno sięgnie po zwycięstwo w Grand Prix.
Warto wspomnieć o tym, że ten „tragiczny” Hamilton plasował się poza punktami w minionym sezonie tylko pięć razy.
Czy Lewis Hamilton rozczarował kibiców?
Tak. Bezapelacyjnie tak. I mówię to z perspektywy osoby, która bardzo mocno wierzyła w to, że Hamilton po sekundzie od zameldowania się w Maranello dokona cudu rodem tego spod Warszawy z 1920 roku.
Czy możemy realnie mówić o rozczarowaniu? Nie. Uważam że absolutnie nie możemy. Transfer Hamiltona do Ferrari był opakowany w najpiękniejsze pudełka i była to marketingowa topka. Tak po prostu. Cała kampania promocyjna związana z Hamiltonem była właśnie taka – na najwyższym poziomie.
Samo przejście Lewisa było do tego stopnia „rozdmuchiwane”, że w pewnym momencie bałem się otworzyć lodówkę, żeby nie ujrzeć w niej siedmiokrotnego mistrza świata podjadającego mi serek wiejski. Autentycznie. Więcej o marketingowej kampanii Ferrari w ramach przejścia Hamiltona dowiecie się od specjalisty w tej dziedzinie – Kamila Niewińskiego.
Jak to wszystko ma się do tematu rozważań? Ano tak, że balonik rósł i rósł, i się nie zatrzymywał. Mam wrażenie, że na pewnym etapie kibice zaczęli od Hamiltona oczekiwać, że w swoim pierwszym sezonie w zupełnie nowym otoczeniu sięgnie po najwyższe laury i zdominuje kompletnie 2025 rok.
Czy możemy mówić o rozczarowaniu w sytuacji, kiedy Hamilton plasuje się na szóstej pozycji w klasyfikacji kierowców zaraz za swoim zespołowym kolegą, Charlesem Leclerkiem? W mojej opinii absolutnie nie, bo SF-25 to konstrukcja kompletnie niekonkurencyjna. Dobitnie ukazuje to fakt, że Leclerc uplasował się ledwie pozycję wyżej, a żaden z duetu kierowców Ferrari nie ukończył wyścigu na pierwszym stopniu podium.

Ferrari: depresja, załamanie, zniechęcenie
„I’m just useless” („Jestem bezużyteczny”) – słowa, które wypowiedział siedmiokrotny mistrz świata, mający na swoim koncie najwięcej zwycięstw i najwięcej razy stający na pole position. Takie słowa wypowiada największy kierowca w historii Formuły 1.
„We need to change driver” („Musimy zmienić kierowcę”) – te słowa również padły z ust Lewisa Hamiltona.
Co Ferrari robi z ludźmi…
To kolejny powód dość słabej dyspozycji Hamiltona. Okropny bolid, raczej, heh… przeciętna komunikacja z inżynierem wyścigowym, słabe zrozumienie maszyny, „geniusz” ze strony Ferrari.
Doszliśmy do takiego etapu, że Lewisowi odebrano część radości ze ścigania. Z uśmiechniętego faceta, stał się cieniem samego siebie – nie tylko na torze. Ferrari naprawdę mocno się do tego przyczyniło. I szczerze? Włosi mają po prostu talent do niszczenia mistrzów świata, ale tego chyba nie trzeba nikomu przypominać…

Czy Lewis Hamilton zdobędzie swój ósmy tytuł mistrzowski?
Na to pytanie jest naprawdę ciężko odpowiedzieć. Na pewno nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Powiem więcej – byłoby to naprawdę wróżenie z fusów, bo na zdobycie tytułu mistrzowskiego składa się naprawdę wiele czynników. To nie jest tylko dyspozycja kierowcy. To także strategia wyścigowa, konkurencyjny bolid, szybkie pit stopy.
Jeśli wierzyć pogłoskom, to szanse na kolejny tytuł wielkiego mistrza są raczej znikome. Ferrari nie przygotowało najlepszego w stawce silnika na przyszły rok i będą mieli spore problemy. Najbardziej efektywne mają być silniki Mercedesa, w które, poza ekipą fabryczną, zaopatrzy się McLaren i Williams.
Wróćmy jednak do samego Lewisa. Czy Brytyjczyk ma szansę na zdobycie tytułu? Oczywiście, w tym sporcie nic nigdy nie jest przesądzone. Jednak nie oszukujmy się, te szanse są raczej znikome, a co za tym idzie, Hamiltonowi raczej nie uda się przebić wyniku Michaela Schumachera.

Podsumowanie – czy to koniec Lewisa Hamiltona?
Właśnie. Pogadał sobie, a na pytanie z tytułu nie odpowiedział. Czy Lewis Hamilton się skończył? Czy z wielkiego mistrza, z niepowstrzymanego Brytyjczyka, nie pozostało już nic?
Absolutnie nie. Cały czas mówimy o kierowcy, który regularnie punktuje w wyścigach Formuły 1, miewał gorsze momenty (szczególnie końcówkę sezonu), ale to nadal ten sam Hamilton. I okej, może już nie odnosi tak wielu sukcesów, jak jeszcze pięć lat temu, jednak czy to oznacza, że to jego koniec?
Zakończyła się pewna era – to jest pewne. Ale sam Lewis się nie skończył, on tu dalej jest. A jego „legacy” pozostanie wieczne.
Korekta: Nicola Chwist
Źródło obrazka wyróżniającego: x.com/sewissupremacy

