
Liam Lawson w sezonie 2025 będzie jeździć w ekipie Red Bulla. Decyzja ta wywołała wiele kontrowersji, ale czy aby na pewno słusznie?
Gdyby za przychylność publiczności rozdawali fotele, Yuki Tsunoda miałby nieograniczony kontrakt w F1 niczym Lance Stroll. Słowo “zasłużył” w kontekście Japończyka przewinęło się w ogromnej liczbie przez każdą sekcję komentarzy. O Lawsonie powiedziano już wiele i większość z tych rzeczy nie nadaje się do cytowania. Zdrową praktyką będzie więc spojrzenie na problem z nieco innego kąta.
Wielkie liczenie kierowców
Red Bull Racing to zdecydowanie ulubiony zespół każdego eksperta i komentatora w przestrzeni F1. Nie ma chyba w tym momencie łatwiejszego celu do analiz, rozważań, bezlitosnej szydery albo debat oksfordzkich na temat tego, co komu się należy i kogo tym razem należy wysłać do Chińskiej F4. Wesoły autobus RBR nieprzerwanie dostarcza nam rozrywki. Po 2 latach jazdy z przeterminowanym biletem Sergio Perez w końcu został złapany przez kanara. Wysiadając, Checo zwolnił najlepsze miejsce przy oknie Lawsonowi, a Tsunoda wciąż stoi na przystanku, myśląc, że cokolwiek po niego dziś przyjedzie.
Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z sytuacją skrajnie niesprawiedliwą. Szeroka publika do tego pojedynczego rzutu okiem najczęściej się ogranicza. Japończyk przecież ciężko harował w juniorskiej ekipie AlphaTauri/RB przez 4 lata, a Lawson przyszedł w zasadzie na gotowe. Obrona dyskryminowanego Yukiego to co najmniej 50 darmowych polubień w dowolnym medium społecznościowym. Administratorzy social mediów większych portali (a nawet samej F1) też narzekać nie mogą – grafiki porównujące 24 wyścigi Tsunody z sześcioma startami Liama generują podwójne, jak nie potrójne zasięgi, a na celność tych porównań można przymknąć oko w zamian za 200 dodatkowych cytowań.
Statystyka prąd nie tyka
Tak, wszystkie liczby, w tym doświadczenie i ilość przejechanych kilometrów przemawiają na korzyść Tsunody. O ile matematyka nigdy nie kłamie, to potrafi być dwuznaczna. Dla zobrazowania – od GP USA Yuki pokonał Lawsona w kwalifikacjach 6 do 0. Imponujące, Prawda? Jednak z drugiej strony, gdy porówna się wszystkie najszybsze okrążenia w czasówkach, Japończyk był jedynie o 0,073% szybszy od Lawsona, który w Austin po raz pierwszy od wielu miesięcy wsiadł do jakiegokolwiek kokpitu. Matematyka to obusieczna broń, dlatego zamiast niej, posłużę się czymś innym.
Myśl szybko, jeździj szybciej
Ponownie jak w 2021 roku, Red Bull nie zamierza nikogo oszukiwać, że szukają silnego duetu kierowców na 2025 rok. Eksperyment z najemnikiem z zewnątrz w postaci Pereza sprawdził się, ale tylko do pewnego stopnia. Gdy tylko bolid przestał być maszyną do wygrywania, pojawiły się niemałe problemy. Tutaj właśnie leży siła Liama Lawsona. Cała kariera Nowozelandczyka stoi pod znakiem niebywałej szybkości adaptacji. Debiut w DTM? Wicemistrzostwo. Debiut w SuperFornule? Wicemistrzostwo. Debiut w F1? Awans do Q3 i punkty już w trzecim wyścigu.
W ostatnich latach umiejętność dowożenia natychmiastowych, konkretnych wyników stała się bezcenna. Pomimo zaledwie 22 lat na karku, Liam idzie ścieżką takich kierowców jak Nico Hulkenberg czy Kevin Magnussen. Niemiec dostał szansę powrotu do F1 dzięki świetnym wynikom jako rezerwowy Racing Point w 2020 roku. Zawołany na ostatnią chwilę w miejsce chorego Pereza, Nico po jednym weekendzie ośmieszył Strolla i zameldował się w drugim rzędzie na starcie przed GP 70-lecia. Kevin Magnussen też znalazł drogę powrotną do F1 w okolicznościach bardzo awaryjnych, gdy w 2022 Haas musiał rozwiązać swój Rosyjski problem, w który sami się wpędzili rok wcześniej. Oczywiście, nie na każdego czeka happy end – w myśl tej samej idei Red Bull ściągał najpierw Nycka De Vriesa, a potem Daniela Ricciardo i wszyscy wiemy, jak to się skończyło. W tym sporcie bez ryzyka nie da się wygrywać.
Rozwój (nie)idealny
Być może w tym braku ryzyka właśnie leży problem Tsunody. Na Liama Lawsona mamy namacalne, fizyczne dowody, że 22-latek jest w stanie wsiąść do dowolnej maszyny i zrobić różnicę, a przynajmniej nie odstawać aż tak bardzo jak w końcówce 2024 roku. Trzymany w sterylnym pomieszczeniu zespołu juniorskiego Yuki nie miał szansy ani razu sprawdzić się w walce o najwyższe cele, w jakiejkolwiek serii wyścigowej. Jak pokazał nam w tym roku bardzo dobitnie Lando Norris – bycie dobrym kierowcą, a bycie kierowcą, który może walczyć o puchary to dwa kompletnie różne zestawy umiejętności. Czy Tsunoda to potrafi? Nie wiemy i właśnie dlatego wybór padł na Lawsona.
Prawo do szczęśliwego zakończenia
Ruch Red Bulla względem Tsunody jest niesprawiedliwy, nie ma co do tego wątpliwości. Yuki zrobił progres, ale F1 to nie idealna korporacja, w której najbardziej wydajni pracownicy dostają karnety na siłownie. W ostatnich latach, szczególnie po premierze serialu “Drive to Survive” wykształciła się pewna grupa kibiców, którzy traktują sport jak serial rozrywkowy, w którym ich ulubieni bohaterzy muszą mieć szczęśliwą konkluzję, a każdy element fabuły musi prowadzić do czegoś. Na myśl przychodzi przypadek Micka Schumachera, który pomimo wyników przeciętnych lub wręcz miernych nadal był bardzo mocno wspierany, a jego odejście z Haasa w 2022 też było “niesprawiedliwe” w dyskursie publicznym.
Czy Liam Lawson to wybór, który na 100% się sprawdzi? Tego nie twierdzę i zapewne mocno w tym momencie rozczaruje osoby, które odkopują ten tekst, gdy Liam zostanie zdegradowany do Racing Bulls w sierpniu. Nowozelandczyk ma swoje problemy, które zdążyły wypłynąć już w trakcie tej krótkiej przygody z RB w sezonie 2024. Wbrew pozorom to też działa na jego korzyść, bo w Red Bullu wiedzą, w których elementach trzeba będzie przycisnąć Nowozelandczyka podczas okresu przygotowawczego.
Lawson to wybór niesprawiedliwy, ale słuszny pod kątem sytuacji, w jakiej tu i teraz znajduje się Red Bull. Koniec końców z jakiegoś powodu nie jesteśmy szefami zespołów F1. Zarówno jego jak i mnie osądzi historia.
Fot. Red Bull Content Pool