Jeden z najsłynniejszych wyścigów 24h Le Mans zbliża się wielkimi krokami. Dzisiaj zapraszamy Was na rozmowę z Adamem Wołyńskim, dziennikarzem TVN24 oraz Eurosportu, z którym nasz redaktor, Jakub Kwiatkowski, porozmawiał o nadchodzącym wyścigu, szansach Roberta Kubicy oraz „Turbopiekarzy”, czego możemy się podczas tego weekendu na Circuit de la Sarthe i nie tylko! Jeżeli szukacie opinii eksperta o tym wyścigu, nie musicie już dłużej szukać!


Jakub Kwiatkowski (Kontra): Zbliża się tegoroczne Le Mans, które odbędzie się w dniach 14–15 czerwca. Na podstawie testów i dotychczasowych weekendów WEC – czego możemy się spodziewać?

Adam Wołyński (TVN24, Eurosport): Moim zdaniem czeka nas ponownie bardzo wyrównana rywalizacja. To, co obserwujemy w WEC w ostatnich tygodniach, ale także w innych seriach – takich jak European Le Mans Series czy IMSA – pokazuje, że wyścigi stają się właściwie wielogodzinnymi sprintami. Różnice czasowe między czołowymi zespołami są naprawdę minimalne, biorąc pod uwagę dystans, jaki pokonują.

Zastanawiam się też, czy w tym roku uda się przełamać dominację Ferrari – zarówno w kontekście całego sezonu, jak i samego Le Mans. Z drugiej strony, wielu kibiców z pewnością liczy, że trzecie Ferrari wreszcie stanie na najwyższym stopniu podium. Warto jednak zwrócić uwagę na formę Alpine – w ostatnich tygodniach pokazali się z bardzo dobrej strony, więc możemy się spodziewać, że u siebie będą chcieli powalczyć o naprawdę mocny wynik.

Jakub Kwiatkowski (Kontra): A czy jest szansa, że ktoś spoza grona Ferrari i Alpine pokaże się z lepszej strony i spróbuje rzucić im wyzwanie? Mówiąc wprost – czy Toyota albo Porsche mogą jeszcze powalczyć z Ferrari w tym wyścigu?

Adam Wołyński (TVN24, Eurosport): To dobre pytanie. Porsche, jeśli spojrzymy na ich występy w IMSA, ma ogromny potencjał – co zresztą było widać także w poprzednich sezonach. Ale z rozmów, jakie prowadziłem m.in. z Kubą Śmiechowskim i innymi ludźmi ze środowiska wynika, że problemem może być specyfikacja, jaką narzuca WEC. To właśnie ona może ograniczać osiągi Porsche w porównaniu do ich realnych możliwości. Już pod koniec poprzedniego sezonu było widać, że nie wykorzystują w pełni swojego potencjału.

Poza tym Porsche, odkąd wróciło do Le Mans, nie jest ekipą realnie walczącą o czołówkę. Oczywiście, mogą nas czymś zaskoczyć – Le Mans to wyjątkowy wyścig, długi i pełen zmiennych, więc wszystko jest możliwe.

Jeśli chodzi o innych producentów, to z pewnym zaskoczeniem może się pokazać BMW. Choć często zdarza się, że emocjonalnie „płoną” albo zespół WRT nie dowozi wyniku w klasie Hypercar, to jednak ich samochody mają duży potencjał – co było widać na bardziej klasycznych torach. Na przykład w Imoli czy Spa nie osiągnęli rewelacyjnych rezultatów, ale wynikało to głównie z błędów zespołu lub awarii technicznych, a nie z braku tempa.

BMW ma czym walczyć – tylko pytanie, czy uda im się to akurat w Le Mans. To tor bardzo specyficzny: długie proste, niemal owalna charakterystyka w niektórych partiach, szykany, a do tego wolne zakręty. Wymaga to wyjątkowych umiejętności jazdy. Zresztą w zeszłym roku widać było choćby na przykładzie jednego z braci Vanthoorów, że nie każdy kierowca od razu się tam odnajduje.

Jakub Kwiatkowski (Kontra): Vanthoor potrafi czasem naprawdę „zaiskrzyć” – chociażby w incydencie z Kubicą. No właśnie, skoro jesteśmy już przy Robercie – patrząc na obecny sezon, ale też na poprzednie starty – czy jego zespół ma realne szanse na walkę o najwyższe pozycje? W końcu ich Hypercar ma spory potencjał.

Adam Wołyński (TVN24, Eurosport): To dobre pytanie, bo tu w grę wchodzi sporo czynników – między innymi odrobina szczęścia i, niestety, „złośliwość rzeczy martwych”. Przecież w zeszłym roku jechali znakomicie. Wystarczy przypomnieć fenomenalną jazdę Kubicy w deszczu – był jednym z dwóch kierowców, którzy nie zjechali po opony deszczowe w pierwszej fazie wyścigu. Albo późniejszą walkę, mimo kary po kontakcie z Vanthoorem w nocy – i ciągłe trzymanie się w czołówce.

Ale potem padła bateria. W tym sezonie na Spa – problemy z turbiną. W Imoli – poważna awaria skrzyni biegów i konieczność wymiany całej jednostki po pożarze silnika w trakcie treningu. To pokazuje, że coś z tym żółtym Ferrari jest nie tak – albo zespół doprowadza auto do granic możliwości, albo występują różnice względem samochodów fabrycznych.

Nie sądzę, żeby Ferrari specjalnie dawało Kubicy słabszy sprzęt tylko dlatego, że to zespół prywatny – to się po prostu nie opłaca wizerunkowo. Prędzej chodzi o to, że auta obsługiwane przez różne zespoły – fabryczne i to „żółte” Ferrari – mogą być inaczej przygotowywane. Różnice w załogach technicznych, w podejściu do ustawień – to wszystko może sprawiać, że samochód jest bardziej „żyłowany”, ustawiony na granicy wytrzymałości, i czasem po prostu coś nie wytrzymuje.

Byłoby naprawdę fantastycznie, gdyby w tym roku to trzecie Ferrari – to z Kubicą – sięgnęło po zwycięstwo. Mielibyśmy pierwszego Polaka, który wygrał klasyfikację generalną w Le Mans. To byłby ogromny sukces, szczególnie patrząc na to, jak wygląda u nas sytuacja motorsportu – zwłaszcza wyścigowego.

Na razie, patrząc na dni testowe, Kubica, Ye i Hanson znów są w ścisłej czołówce. Tak naprawdę przez cały sezon widać, że mają tempo – świetne treningi, w kwalifikacjach bywa różnie, ale zazwyczaj dobrze. Problem zaczyna się w samym wyścigu – tam niestety często coś idzie nie tak.

Prywatny zespół AF Corse nie ma czego się wstydzić. Na pewno będą walczyć o jak najwyższą pozycję w wyścigu. Źródło: facebook.com/afcorseofficial

Jakub Kwiatkowski (Kontra): W środę i czwartek czekają nas kwalifikacje oraz Hyperpole. Jak powinniśmy na nie patrzeć z perspektywy kibica? Bo przecież pozycja startowa w wyścigu 24-godzinnym nie zawsze ma kluczowe znaczenie. Co można wyciągnąć z tych sesji przed właściwym wyścigiem – oczywiście patrząc okiem widza, a nie członka zespołu?

Adam Wołyński (TVN24, Eurosport): Myślę, że jako kibice powinniśmy przede wszystkim zwracać uwagę na to, jak poszczególne samochody radzą sobie w tłoku – czyli w tzw. „trafiku”. To jest kluczowe, bo wiele może nam powiedzieć o potencjale załogi w realnych warunkach wyścigowych.

Mieliśmy już takie sytuacje, choćby z zespołem Inter Europol, kiedy na treningach spisywali się świetnie, ale w kwalifikacjach nie wchodzili nawet do Hyperpole. Później w wyścigu – jak choćby przy ich zwycięstwie – nadrabiali wszystko i jechali znakomicie. Tłumaczyli wtedy, że po prostu na szybkim okrążeniu trafili na żółtą flagę, zrobiło się zbyt tłoczno, zabrakło szczęścia do czystego przejazdu. I tyle – jedno okrążenie, jedna przeszkoda, i już nie da się złożyć idealnego kółka.

W Le Mans kwalifikacje mają też inną specyfikę niż w Formule 1. Tu nie ma jednego podejścia na czas – samochody jeżdżą wielokrotnie, próbując „złożyć” optymalny przejazd. To daje nam, jako widzom, możliwość przyjrzenia się nie tylko samej prędkości auta, ale też temu, jak ono się zachowuje w warunkach szybkiego tempa – a to jest istotne, bo mimo że wyścig trwa 24 godziny, są momenty, w których trzeba po prostu jechać jak w sprincie.

Takie sytuacje zdarzają się np. wtedy, gdy trzeba nadgonić stratę, dogonić lidera lub nie stracić okrążenia. Kiedy pierwszy raz rozmawiałem z Saschą Fassbenderem, team managerem Inter Europolu, podkreślał właśnie, jak ważne jest, by utrzymać się na tej samej pętli, co lider – zwłaszcza po restarcie czy neutralizacji. Czasem trzeba się wtedy mocno „spiąć” i pojechać na granicy możliwości, by zostać w tej samej grupie.

Dlatego z perspektywy kibica warto obserwować, czy kierowcy potrafią wykręcić czyste okrążenia w ruchu, przy dużym zagęszczeniu. Jeśli sobie z tym radzą w kwalifikacjach, to znaczy, że jest szansa, że równie dobrze poradzą sobie w gęstym tłumie podczas wyścigu.

Jakub Kwiatkowski (Kontra): Na co szczególnie warto zwrócić uwagę podczas tegorocznego wyścigu? Na pogodę? Na rywalizację nocną? Gdzie leży klucz – oprócz oczywiście obserwowania polskich zespołów i kierowców?

Adam Wołyński (TVN24, Eurosport): Pogoda w Le Mans to zawsze jeden z głównych czynników decydujących o przebiegu wyścigu. Przykład? Choćby zeszły rok – przez prawie całą noc samochody krążyły za safety carem w ulewie. Dwa lata temu z kolei deszcz spadł nagle, już na początku rywalizacji, i kilka załóg kompletnie straciło szansę na dobry wynik. A teraz, patrząc na zdjęcia z toru, mamy typowe dla Le Mans warunki: w jednej części toru słońce, a w innej – mokro. A to wszystko przez 24 godziny. Może się wydarzyć naprawdę wszystko.

Na co jeszcze warto spojrzeć? Na ogólną specyfikę wyścigu – czyli kto znajdzie się w czołówce, jak zachowają się tzw. „gentleman drivers”, których też nie brakuje, oraz jak poradzą sobie ci kierowcy, którzy potrafią być trochę bardziej agresywni na torze. W stawce jest sporo zawodników z doświadczeniem w Formule 1 – teraz dołączył jeszcze Kevin Magnussen. I to są kierowcy, którzy potrafią zrobić różnicę.

Możemy krytykować Nycka de Vriesa za to, jak wypadł w F1, ale w długodystansowym ściganiu potrafi pokazać klasę – świetne manewry, czucie toru, spryt przy restarcie czy odważne, niestandardowe wejścia w zakręty. Takie detale mogą mieć ogromne znaczenie. I właśnie kierowcy z doświadczeniem w Formule 1 – jak de Vries, Magnussen czy Robert Kubica – potrafią podnieść poziom widowiska. Robert też przecież regularnie zaskakuje nas niesamowitymi manewrami, czasem aż trudno uwierzyć, jak on to robi.

Wreszcie – bardzo ważna będzie kwestia ruchu na torze. Mamy wyścig wieloklasowy, więc nieustannie będzie dochodzić do dublowania – Hypercary będą mijały samochody GT i LMP2. I to nie jest proste – trzeba umieć się przebić, nie stracić tempa, a jednocześnie uniknąć kolizji. Nasi młodzi kierowcy, którzy po raz pierwszy oglądali wyścigi długodystansowe, byli zszokowani, jak intensywna jest ta część rywalizacji – ciągłe wyprzedzanie, zmienność sytuacji, gęstość ruchu.

To, jak samochody różnych klas będą się tasować na torze, może mieć realny wpływ na wynik. Mimo że tor w Le Mans jest długi i stawka się rozciąga, to i tak będzie mnóstwo sytuacji, w których np. LMP2 przyblokuje Hypercara – a czasem nawet okaże się chwilowo szybszy, co już się zdarzało. Pamiętajmy też, że w tym roku mamy auta niehybrydowe, jak np. Valkyrie – i one również wprowadzają nową dynamikę do rywalizacji.

Jakub Kwiatkowski (Kontra): Rozmawiamy sporo o Robercie, to porozmawiajmy też o Inter Europolu, który w tym roku wystawia dwa zespoły. Czy to może być dla nich pewne utrudnienie – przywiezienie dwóch prototypów Oreca 07 zamiast skupienia się na jednym, mocniejszym składzie? Czy to w ogóle można traktować jako trudność?

Adam Wołyński (TVN24, Eurosport): Rozmawiałem niedawno z Kubą Śmiechowskim i powiedział coś ciekawego – że on bardzo chciałby mieć taki „problem”, w którym oba jego samochody walczą o czołowe pozycje i trzeba się zastanawiać, któremu dać większe wsparcie strategiczne. I rzeczywiście – to raczej wyzwanie niż problem.

Największym wyzwaniem przy wystawieniu dwóch aut jest dopasowanie strategii do obu załóg. Jeśli oba samochody będą jechały w czołówce, to w pewnym momencie zespół może być zmuszony do podjęcia decyzji, który skład ma walczyć o najwyższe lokaty, a który będzie ewentualnie wspierał go taktycznie.

Natomiast prawdziwe zagrożenie to wytrzymałość sprzętu. Mieliśmy już takie przypadki – choćby w Daytonie – gdzie drobna usterka, chyba nakrętka w układzie smarowania skrzyni biegów, wyeliminowała ich z rywalizacji. To są niuanse, które potrafią zniweczyć cały wysiłek zespołu. Teraz mówią, że wszystko jest przetestowane, części są sprawdzone, zapasowe też są gotowe, więc teoretycznie nie powinno być problemów. Ale Le Mans to wyścig ekstremalny. 24 godziny jazdy pod pełnym obciążeniem, ciśnienie, tempo – wszystko to bardzo mocno eksploatuje samochody. Wystarczy spojrzeć na auto, które wygrało w dwa lata temu – stoi teraz w gablocie Inter Europolu i widać, ile ten samochód przeszedł.

I właśnie tu może się pojawić problem – jeśli któraś z części dostarczonych przez producenta okaże się wadliwa. Tego nie da się w stu procentach przewidzieć, niezależnie od testów. A czy któryś zespół jest „słabszy”? Trudno powiedzieć. Załoga z Kubą startuje w European Le Mans Series i ma świetne wyniki, a druga załoga bazuje, o ile dobrze kojarzę, na ekipie z IMSA – i oni też potrafią pojechać mocno, wygrali przecież m.in. w Sebring. Więc to nie jest tak, że jeden zespół jest mocny, a drugi tylko dopełnia stawkę. Oczywiście, jako kibice mocniej trzymamy kciuki za skład z Kubą, ale oba zespoły są solidne, z potencjałem na walkę w czołówce. Myślę, że tu nie będzie słabego ogniwa po stronie zespołu.

Inter Europol wystawia dwa prototypy. Trzymamy kciuki powtórzenie sukcesu sprzed dwóch lat! Źródło: facebook.com/InterEuropolCompetition

Jakub Kwiatkowski (Kontra): No właśnie – skoro mówimy o LMP2, to kto może realnie zagrozić Inter Europolowi? Przecież wszystkie zespoły korzystają z tego samego prototypu Oreca 07 z jednostką Gibsona.

Adam Wołyński (TVN24, Eurosport): Klasa LMP2 od lat jest bardzo wyrównana – i to jest właśnie coś, co czyni ją tak interesującą. W Le Mans co roku widzimy, że różnice między zespołami są minimalne. Często kilka ekip jedzie na tym samym okrążeniu, a różnice w tempie są wręcz kosmetyczne. Jeśli spojrzymy na tegoroczną stawkę, to z pewnością trzeba wymienić AO by TF – zespół, w którym w zeszłym roku jeździł Robert Kubica. Teraz startują w klasie Pro-Am, ale nadal prezentują bardzo wysoki poziom. Mamy też Panis Racing, który w ostatnich miesiącach złapał dobry rytm i coraz lepiej sobie radzi.

W European Le Mans Series bardzo mocny jest również IDEC Sport – mają wyraźną przewagę w klasyfikacji, co pokazuje, że są dobrze przygotowani. Ale jak zwykle w LMP2, bardzo dużo będzie zależało od przygotowania auta i strategii na całe 24 godziny. Kwalifikacje są ważne, ale nie kluczowe – liczy się stabilność tempa, praca w pit stopach, unikanie błędów.

Nie spodziewałbym się, że walka o zwycięstwo rozegra się między tylko dwoma czy trzema zespołami. Raczej będzie to grupa pięciu–sześciu ekip, które przez większość wyścigu będą jechać w czołówce, tasując się między sobą.

Warto też wspomnieć o tym, że LMP2 w tym roku pojawia się wyłącznie na Le Mans – nie jedzie całego sezonu WEC, tak jak klasa LMGT3, która zadebiutowała jako pełnoprawna kategoria w mistrzostwach i startuje w każdej rundzie. To też wpływa na charakter rywalizacji i sprawia, że LMP2 staje się pewnego rodzaju „gościnną atrakcją”, ale jednocześnie wciąż pozostaje jedną z najbardziej emocjonujących klas.

Jakub Kwiatkowski (Kontra): I pytanie, bo bardzo często klasa GT3 bywa pomijana przez kibiców czy fanów motorsportu. Dlaczego warto jednak przyjrzeć się jej bliżej? Co sprawia, że może być równie emocjonująca jak LMP2 czy najwyższa klasa Hypercar?

Adam Wołyński (TVN24, Eurosport): Oj, tam też się naprawdę sporo dzieje. To jest bardzo ciekawa klasa, bo rywalizacja w GT3 jest w wielu przypadkach naprawdę bardzo wyrównana. Zdarza się, że różnice są minimalne, a walka na torze – zacięta i do samego końca.

Ciekawostką na ten rok jest chociażby powrót na Le Mans Sary Bovy. Zastąpiła Michele Gatting, która nabawiła się kontuzji podczas dni testowych. A pamiętamy, że dwa lata temu to właśnie rywalizacja Sary z Benem Keatingiem w kwalifikacjach była jedną z najciekawszych historii weekendu. Teraz Keating jedzie w Corvecie, a Sara wraca po przerwie – nie startowała w tym sezonie WEC, więc to też będzie interesujące, jak sobie poradzi.

Na Spa świetnie pokazał się Lexus. W GT3 mamy przecież również Valentino Rossiego, który – choć na Imoli miał przygodę z Ferrari i nieco zamieszał – to jego zespół stanął na podium. WRT to zresztą bardzo mocna ekipa i będzie się liczyć w walce o czołowe pozycje. Co ważne – rywalizacja w GT3 bywa chwilami nawet ciaśniejsza niż w LMP2. W klasie Hypercar hierarchia zaczyna się powoli stabilizować – mamy Toyotę, Porsche, Ferrari, a ostatnio zaczynają dołączać zespoły takie jak Alpine, BMW czy Peugeot, który też miewa lepsze momenty. Ale w GT3? Tu niemal każdy wyścig wygrywa ktoś inny.

Na podium mieliśmy już Porsche, Corvettę, BMW, a na Spa – całkowitą dominację Ferrari. Wniosek? Tutaj każdy producent, każda załoga może mieć swój moment. To sprawia, że absolutnie nie da się przewidzieć, kto znajdzie się w czołówce – bo walczyć może dosłownie każdy. Dodatkowo – GT3 to auta, które znamy z ulic. To supersamochody, które widzimy w codziennym życiu, przynajmniej od strony wizualnej – Ferrari, Porsche, Aston Martin, Lamborghini, Corvette, Lexus… To też przyciąga uwagę fanów, bo są to marki bliskie sercom wielu ludzi.

Nieco słabiej radzą sobie w tym sezonie „żelazne damy”, czyli zespół złożone z samych kobiet, ale to też nie znaczy, że są bez szans. Wielokrotnie pokazywały, że potrafią walczyć na najwyższym poziomie – i tutaj naprawdę wszystko może się wydarzyć. Więc moim zdaniem – warto się tej klasie przyjrzeć. Bo emocji może być tam tyle samo, a momentami nawet więcej niż w najbardziej prestiżowych kategoriach.

Jakub Kwiatkowski (Kontra): Czy ten wyścig może jeszcze namieszać w klasyfikacji WEC – zarówno w Hypercarach, jak i w LMGT3? Czy może coś się jeszcze pozmieniać w układzie sił, na przykład w klasyfikacjach producentów? Mam na myśli oczywiście walkę w czołówce: Ferrari, Toyotę, Alpine, które próbuje się dołączyć do gry w Hypercarach, a w GT3 – Corvettę, Ferrari, Lexusa i chyba też Porsche?

Adam Wołyński (TVN24, Eurosport): Zdecydowanie tak. Le Mans może totalnie odmienić sytuację w klasyfikacji generalnej. To najważniejszy wyścig sezonu, przede wszystkim ze względu na liczbę punktów do zdobycia – za zwycięstwo przyznawane jest aż 50 punktów, co jest absolutnym wyjątkiem w kalendarzu WEC. W żadnej innej rundzie nie da się zgarnąć aż tyle.

Dotyczy to zarówno klasy Hypercar, jak i LMGT3. Taka zdobycz punktowa potrafi wywindować zespół, który do tej pory był nawet w środku stawki, na sam szczyt. Albo odwrotnie – jeśli faworytowi coś pójdzie nie tak, może spaść z prowadzenia.

Dla przykładu: liderem w LMGT3 jest obecnie TF Sport w Corvecie, który ma 44 punkty. W Hypercarach prowadzi Ferrari nr 51 – Pier Guidi, Giovinazzi i Calado – z dorobkiem 75 punktów. Ale jeśli taka Toyota – powiedzmy z Hartleyem, Hirakawą i Buemim – wygra Le Mans, to od razu zyska 50 punktów. To może ich przenieść z czwartego czy piątego miejsca prosto do czołówki – a nawet na prowadzenie, zależnie od tego, jak wypadną rywale.

W LMGT3 również możemy spodziewać się walki do ostatniej sekundy. Źródło facebook.com/24heuresdumans

Podobnie jest z Alpine – jeśli zaliczą udany wyścig, to również mogą wskoczyć znacznie wyżej. Dlatego Le Mans jest absolutnie kluczowe dla całego sezonu. Kto wygrywa tutaj, ten robi ogromny krok w stronę mistrzostwa – zarówno w klasyfikacji kierowców, jak i konstruktorów. Właśnie przez tę specyficzną punktację Le Mans często decyduje o losach całych mistrzostw.

Jakub Kwiatkowski (Kontra): Okej, to na koniec – jakie są Twoje przewidywania? Czego Ty sam spodziewasz się po tegorocznym Le Mans?

Adam Wołyński (TVN24, Eurosport): Przede wszystkim spodziewam się walki – ciekawej, zaciętej rywalizacji. No i oczywiście tego, co w wyścigu 24-godzinnym jest kluczowe, czyli strategicznych szachów. To właśnie możliwość obserwowania, jak zespoły z biegiem czasu dostosowują swoje strategie do zmieniającej się sytuacji na torze, gdzie kto się aktualnie znajduje, jak reaguje na warunki – to mnie szczególnie interesuje. To pokazuje klasę i elastyczność zespołu.

Mi przypadnie komentowanie w nocy, a to zawsze bardzo specyficzny moment. Może dla widzów wydaje się mniej efektowny, bo jest ciemno, widać tylko migające światła, ale właśnie wtedy często dzieje się najwięcej. Noc zawsze weryfikuje stawkę – pojawiają się błędy, problemy techniczne, niespodziewane zmiany. I na to liczę – na ciekawe wydarzenia, walkę, przetasowania w klasyfikacjach.

A jeśli chodzi o cały wyścig, to – tak jak pewnie większość polskich kibiców – marzę o tym, żeby żółte Ferrari stanęło na najwyższym stopniu podium. To byłoby coś absolutnie wyjątkowego. Jeżeli Inter Europol trzeci rok z rzędu stanie na podium, a – daj Boże – wygra jeszcze raz, to byłby gigantyczny sukces, zupełnie niesamowity w kontekście polskiego motorsportu.

Mocno trzymam kciuki, żeby auto z Kubą Śmiechowskim dotarło do mety na czele stawki LMP2 – bo to jak najbardziej realne. Podobnie jak zwycięstwo Ferrari z Robertem Kubicą – oni też mają potencjał, żeby walczyć o najwyższe cele.

Ale ponad wszystko – czekam po prostu na fenomenalny wyścig. Na walkę wielkich marek, różnych zespołów, na emocje, które pojawiają się przez całą dobę, na to napięcie, jakie mieliśmy choćby rok temu w deszczu, kiedy Robert Kubica walczył o czołowe pozycje. Mam nadzieję, że znów przeżyjemy coś wielkiego.


Oczywiście przypominamy, że cała relacja z wyścigu będzie prowadzona przez naszą niezastąpioną redakcję na kanale YouTube.

Jeżeli chcecie również przyswoić sobie wiedzę na ten temat, odsyłamy również do artykułu Piotra Szczepanika, który w przystępny sposób opisuje co się będzie działo podczas tego weekendu.

Korekta: Nicola Chwist

Źródło zdjęcia wyróżniającego: facebook.com/24heuresdumans

Authors

  • Nicola Chwist

    Absolwentka sztuki pisania i studentka psychologii. Z zawodu Starsza Korektorka materiałów dydaktycznych na uczelni prywatnej. W wolnym czasie redaguje dla wydawnictw, a jedną z jej specjalizacji stała się Formuła 1. Współpracowała przy książkach, takich jak "Grand Prix" Willa Buxtona, "Mercedes. Za kulisami teamu F1" Matta Whymana, "Formuła 1. Ilustrowana historia królowej motorsportu" Maurice’a Hamiltona czy "Bez ściemy" Günthera Steinera. Wierna fanka F1 od 2007 roku.

PREVIOUS POST
You May Also Like