Rekordy F1, które nigdy nie zostaną pobite

Fani Formuły 1 kochają wszelkiego rodzaju statystyki, rankingi i rekordy. Królowa motorsportu wciąż się rozwija, a my nieustannie jesteśmy świadkami rekordowych osiągnięć. W tym artykule poznacie najciekawsze rekordy F1, które są niemożliwe albo nieprawdopodobne do pobicia.

Rekordy F1, które nie zostaną pobite

  • Najmłodszy kierowca w F1 – Max Verstappen (17 lat i 166 dni)
  • Najstarszy kierowca w F1 – Louis Chiron (55 lat i 292 dni)
  • Najmniejsza różnica w walce o pole position – GP Europy 1997 i GP Kanady 2024 (0.000 s)
  • Najwięcej nieukończonych wyścigów z rzędu – Andrea De Cesaris (18 nieukończonych wyścigów z rzędu)
  • Zwycięstwo z największą przewagą – Stirling Moss (5 min 12.75 s)
  • Zwycięstwo z najniższej pozycji startowej – John Watson (GP USA Zachód 1983)
  • Najmniej kierowców na mecie wyścigu – GP Monako 1996 (trzech kierowców)
  • Największa kara na polach startowych – Jenson Button (70 miejsc kary)
  • Najdłuższy tor Formuły 1 – Pescara Circuit (25.578 km)
  • Najdłuższy czas trwania wyścigu F1 – GP Kanady 2011 (4 godziny i 4 minuty)

Najmłodszy kierowca, który wystartował w wyścigu F1

Max Verstappen pobił już w F1 kilka rekordów – jednym z nich jest tytuł najmłodszego kierowcy w historii, którego nikt mu już nie odbierze. Holender do swojego debiutanckiego wyścigu, GP Australii 2015, wystartował, mając 17 lat i 166 dni. Niedługo później zasady otrzymywania superlicencji zostały zmienione i teraz, aby ją otrzymać, trzeba mieć 18 lat. Ostatnio FIA wprowadziła jednak możliwość nadania superlicencji na specjalnych warunkach kierowcom w wieku 17 lat. Beneficjentem tego rozwiązania został Andrea Kimi Antonelli, który licencje na starty w F1 otrzymał przed osiemnastymi urodzinami, lecz swoją pierwszą oficjalną sesję w F1 pojechał zaraz po nich.

Max Verstappen GP Australii 2015
Max Verstappen podczas GP Australii 2015 został najmłodszym kierowcą, który wystartował w wyścigu F1. Źródło: Red Bull Content Pool

Wydaje się więc, że mimo wprowadzenia takich zasad, nierealnym jest, aby kierowca wystartował w wyścigu, będąc młodszym niż Max Verstappen w momencie swojego debiutu. To oznacza też, że niezagrożony powinien być wyczyn Holendra ustanowiony w czasie GP Malezji 2015, gdy został najmłodszym kierowcą, który zdobył punkt w F1. Oczywiście 4-krotny mistrz świata jest również najmłodszym zwycięzcą wyścigu królowej motorsportu – wygrał GP Hiszpanii 2016, gdy miał 18 lat i 288 dni – czego pobicie będzie graniczyć z cudem.

Najstarszy kierowca, który wystartował w wyścigu F1

Przechodzimy od najmłodszego do najstarszego kierowcy w historii Formuły 1. Tym od lat pozostaje Louis Chiron, który do GP Monako w 1955 roku wyruszył w wieku 55 lat i 292 dni. Ze względu na obecne wymagania, które wiążą się z jazdą w F1, ciężko uwierzyć, że ktokolwiek ten rekord pobije. Najbliżej jest oczywiście Fernando Alonso, jednak pokonanie rekordów związanych z wiekiem będzie niezwykle trudne. Najbliżej Hiszpanowi do najstarszego mistrza świata F1, Juana Manuela Fangio, który zdobył swój ostatni tytuł w wieku 46 lat i 48 dni. Oznacza to, że Alonso musiałby wygrać mistrzostwo w sezonie 2027 lub późniejszym, by zostać rekordzistą. Drugi najstarszy obecnie kierowca w stawce, Lewis Hamilton, pobiłby rekord, zdobywając tytuł po sezonie 2030.

Choć zdobycie przez Alonso – lub kogokolwiek innego – mistrzostwa w wieku 46 lat jest mało prawdopodobne, lecz nie jest niemożliwe, tak zupełnie nierealne do pobicia wydają się inne rekordy związane z najstarszymi kierowcami w historii F1. Najbardziej wiekowym zwycięzcą wyścigu i zarazem najstarszym zdobywcą podium w F1 jest Luigi Fagioli, który w GP Francji 1951 wygrał, mając 53 lata i 22 dni. Najstarszym zdobywcą pole position jest za to pierwszy mistrz świata – Giuseppe Farina. Włoch wygrał kwalifikacje do GP Argentyny 1954 w wieku 47 lat i 49 dni. Jak widać, wszystkie osiągnięcia dotyczące najstarszych kierowców są ustanowione na samym początku istnienia F1 i prawdopodobnie na zawsze pozostaną w księdze rekordów.

Najmniejsza różnica w walce o Pole Position

Dwukrotnie w historii Formuły 1 zdarzyła się sytuacja, w której w walce o zwycięstwo w kwalifikacjach kierowcy zanotowali identyczny czas co do tysięcznej sekundy. Pierwszym przypadkiem było GP Europy 1997, kiedy okrążenie w czasie 1.21.072 pokonało nie dwóch, a trzech kierowców! Historia ta jest jeszcze bardziej niezwykła, gdyż był to ostatni wyścig sezonu, a Michael Schumacher w Ferrari i Jacques Villeneuve w Williamsie walczyli o tytuł mistrzowski. Kanadyjczyk swój czas wykręcił jako pierwszy i ustawił się na pole position do wyścigu, Schumacher musiał zadowolić się drugim miejscem. Trzeci był Hans-Harald Frentzen, reprezentujący Williamsa, który swoje okrążenie wykonał jako ostatni z czołowej trójki.

Rekord, który jest niemożliwy do pobicia, został wyrównany podczas GP Kanady 2024. W kwalifikacjach George Russell i Max Verstappen pokonali okrążenie toru w Montrealu w czasie 1.12.000. Kierowca Mercedesa swoje najlepsze kółko złożył w początkowej fazie Q3. Holender w samej końcówce czasówki wyrównał osiągnięcie Russella. W przypadku zdobycia identycznego czasu zasady od wielu lat pozostają niezmienne – to kierowca, który zakończył swoją próbę jako pierwszy jest klasyfikowany wyżej. Dlatego w GP Europy 1997 to Jacques Villeneuve uzyskał pole position, a w GP Kanady 2024 zwycięzcą kwalifikacji został George Russell.

Russell Verstappen GP Kanady 2024 kwalifikacje
George Russell i Max Verstappen w kwalifikacjach do GP Kanady 2024 zanotowali identyczny czas. Źródło: Red Bull Content Pool

Oprócz rekordu najmniejszej różnicy w walce o pole position warto wspomnieć również o największej przewadze zwycięzcy kwalifikacji nad drugim kierowcą. Ten rekord został ustanowiony w 1968 przez Jacky’ego Ickxa. Reprezentujący Ferrari Belg na długiej nitce Nürburgringu zdobył pole position z przewagą 10.9 sekundy nad drugim Chrisem Amonem. Ze względu na to, jak niewielkie są różnice w stawce, oraz fakt, że nie mamy w Formule 1 torów nawet w jednej trzeciej tak długich jak Nürburgring Nordschleife, rekord Ickxa nigdy nie zostanie pobity.

Największa przewaga zwycięzcy na mecie wyścigu

Było o największej przewadze w kwalifikacjach, więc pora na rekordową przewagę w wyścigu. Największą przewagę czasową na mecie Grand Prix miał Stirling Moss w zespole Vanwall podczas GP Portugalii 1958. Brytyjczyk pokonał Mike’a Hawthorna o 5 minut, 12 sekund i 75 setnych. Ta przewaga byłaby jeszcze większa, gdyby nie postawa fair play zwycięzcy. Drugi Hawthorn został bowiem zdyskwalifikowany z wyścigu za jazdę w kierunku przeciwnym do kierunku jazdy. Moss widział ten incydent i sam wywalczył odwołanie kary dla rodaka, gdyż ta jego zdaniem była niesłuszna. To zachowanie kosztowało Mossa tytuł. Hawthorn został mistrzem świata w sezonie 1958, a gdyby nie 7 punktów zdobytych przez niego w GP Portugalii, mistrzem zostałby Stirling Moss.

Innym rekordem, który pozostanie w księgach historii niepokonany, jest przewaga na mecie w liczbie okrążeń. Dwukrotnie w historii Formuły 1 zdarzyło się, że zwycięzca dwa razy zdublował najbliższego rywala. Pierwszy taki przypadek miał miejsce w GP Hiszpanii 1968. Wtedy na dystansie 90 okrążeń sir Jackie Stewart zdołał pokonać o dwa kółka Bruce’a McLarena. Osiągnięcie to powtórzył Damon Hill, który w GP Australii 1995 skończył wyścig z dwoma okrążeniami przewagi nad drugim Olivierem Panisem.

Zwycięstwo z najniższej pozycji startowej

To rekord, którego wyrównanie będzie możliwe od przyszłego sezonu, gdy w stawce F1 będziemy mieli 11 zespół, czyli 22 bolidy. Dotychczas zwycięstwem z najniższej pozycji startowej, jest bowiem triumf właśnie z 22. miejsca, a jego autorem jest John Watson. Historia ta miała miejsce w czasie GP Stanów Zjednoczonych – Zachód rozgrywanego na torze Long Beach. John Watson oraz jego zespołowy partner w McLarenie, Niki Lauda, zaliczyli fatalne kwalifikacje, zajmując odpowiednio 22. i 23. pozycję, ze stratą ponad czterech sekund do zdobywcy pole position – Patricka Tambaya. Na domiar złego McLaren wciąż nie miał turbodoładowanego silnika, który stawał się coraz popularniejszy, a kierowcy cały weekend narzekali na opony Michelin. Jak więc w takich okolicznościach Watson zdołał wygrać wyścig?

Obydwaj kierowcy McLarena zaraz po starcie zaczęli przebijać się przez stawkę. Poza sporą liczbą wyprzedzeń, pomagały im awarie rywali, a także kolizje na samym przedzie stawki, w które zamieszany był Keke Rosberg. Kierowca Williamsa najpierw zderzył się z prowadzącym Tambayem, którego wyeliminował z wyścigu. Fiński mistrz świata pojechał po kolizji dalej… tylko po to, by zderzyć się z Jean-Pierre Jarierem i odpaść z Grand Prix. Po tych zamieszaniach, na 28. okrążeniu, McLareny były już na pozycjach 3. i 4. Wtedy na korzyść Watsona i Laudy zagrały niewspółpracujące wcześniej w czasie weekendu opony Michelin, których zużycie było mniejsze niż w przypadku Goodyearów. Ricardo Patrese i Jacques Laffite nie byli w stanie się obronić, a McLareny szybko to wykorzystały.

W taki sposób John Watson i Niki Lauda po starcie z pozycji 22. i 23. znaleźli się na dwóch pierwszych miejscach. Lauda, który był liderem McLarena, w Long Beach nie był w stanie pokonać Watsona. Nie pomógł mu skurcz prawej nogi, który może wyjaśnić, czemu Austriacki mistrz świata skończył wyścig prawie 30 sekund za zespołowym partnerem. Dla Watsona było to piąte zwycięstwo w Formule 1 i, co ciekawe, drugie odniesione z bardzo odległej pozycji startowej. Brytyjczyk sezon wcześniej zwyciężył w Detroit po starcie z 17. miejsca, a jego triumf w Long Beach w 1983 roku do dziś pozostaje rekordem i jest jedynym zwycięstwem odniesionym po starcie z trzeciej dziesiątki.

Najmniej kierowców na mecie wyścigu

GP Monako 1996 jest uważane za jedno z najbardziej szalonych w historii Formuły 1. Jest to też wyścig rekordowy pod względem najmniejszej liczby bolidów na mecie – flagę w szachownicę zobaczyło zaledwie trzech kierowców. Wszystko za sprawą deszczowych warunków, które pokonały większość zawodników. Ulewa przyszła niespodziewanie pomiędzy rozgrzewką a 15-minutową sesją przed wyścigiem i samym Grand Prix. Z racji trudnych warunków kierowcy dostali jeszcze jedną dodatkową sesję, podczas której doszło do licznych wypadków. Jednym z pechowców był Andrea Montermini, który jako jedyny nie wyruszył do wyścigu. Już w pierwszym zakręcie odpadło kolejnych trzech kierowców – Jos Verstappen, Giancarlo Fisichella, oraz Pedro Lamy. Ich los na pierwszym okrążeniu podzielili Barrichello i Schumacher. Brazylijczyk obrócił się, a mistrz świata z Ferrari rozbił bolid.

Na kolejne odpadnięcia z wyścigu nie trzeba było długo czekać. Po pięciu okrążeniach na torze było już tylko 14. kierowców. Prowadził Damon Hill, za nim były dwa Benettony, przy czym Gerhard Berger tylko do 10. okrążenia, podczas którego w bolidzie Austriaka popsuła się skrzynia biegów. Następny był Eddie Irvine, który jechał bardzo wolno i wstrzymywał resztę stawki. Z okrążenia na okrążenie tor coraz bardziej przesychał, ale wciąż łatwo było o błąd, o czym przekonał się Martin Brundle, rozbijając się na 30. okrążeniu. Bohaterem wyścigu powoli stawał się Olivier Panis, który bezczelnym manewrem wyprzedził Irvine’a, wpychając go w bandę w nawrocie Loews. Tymczasem na 41. okrążeniu w Williamsie prowadzącego Hilla eksplodował silnik i Brytyjczyk odpadł z wyścigu, który mógł bezproblemowo wygrać.

Olivier Panis podczas GP Monako 1996 odniósł jedno z najsłynniejszych zwycięstw w F1. Źródło: x.com/Ligier Automotive

Prowadzenie objął Jean Alesi, który tak jak wcześniej Hill jechał po łatwą wygraną… i tak jak kierowca Williamsa musiał wycofać się z Grand Prix przez awarię. Na 60. okrążeniu z wyścigu po kolizji odpadli Villeneueve i kilkukrotnie zdublowany Badoer. W GP Monako jechało już tylko siedem bolidów. Na sam koniec powróciły opady deszczu, a kolejne trzy „eliminacje” zafundował Eddie Irvine, który obrócił się w Portier, a jadący zaraz za nim Häkkinen i Salo nie zdążyli uniknąć kolizji. Ostatnim kierowcą, który odpadł z Grand Prix był Heinz-Harald Frentzen – po prostu zjechał do boksu i schował się w garażu. Flagę w szachownicę ujrzała trójka kierowców, tj. Olivier Panis, David Coulthard i Johnny Herbert, ustanawiając rekord najmniejszej liczby bolidów na mecie wyścigu F1.

Największa kara na polach startowych

Rekordy F1 niekoniecznie muszą być poważne. Dlatego, aby dodać nieco humoru, warto opisać absurdalny rekord ustanowiony w 2015 roku przez Jensona Buttona, a właściwie przez jego zespół, McLarena. Mowa tu o największej karze na polach startowych, która wynosiła… 70 pozycji! Na początku ery hybrydowej fani F1 pierwszy raz byli świadkami dużych kar na polach startowych, gdyż wtedy wprowadzono ostre limity dotyczące użycia poszczególnych części w silniku. Jeśli chodzi o otrzymywane kary, przodującym producentem silników była Honda, która wróciła do sportu w 2015, nawiązując, jak się okazało, zupełnie nieudaną współpracę z McLarenem. Najlepszym jej podsumowaniem jest słynna wypowiedź Fernando Alonso podczas jednego z Grand Prix: „GP2 Engine”.

Współpraca Hondy z McLarenem była zupełnym niewypałem. Źródło: Wikipedia Commons

McLaren pierwszy niechlubny rekord pobił w czasie Grand Prix Belgii 2015, gdy kierowcy stajni z Woking otrzymali łącznie oszałamiającą liczbę 105 pozycji kary. Rekord pojedynczej kary otrzymał w tym samym roku, podczas GP Meksyku, Jenson Button. Przed weekendem zespół wymienił jednostkę napędową, co dało łącznie 25 pozycji kary. Po awarii w treningu te same komponenty zostały znów wymienione, co podwoiło liczbę. Później Buttona dotknęły kolejne problemy i po trzecim treningu zostały wymienione MGU-H, turbosprężarka i elektronika. Razem dało to abstrakcyjne 70 miejsc kary. Oczywiście Button do wyścigu startował ostatni. Po kilku latach absurdalnych kar, F1 zmieniła nazewnictwo i przy wielu wymianach wykraczających poza limity, kierowcy otrzymują karę startu z końca stawki, dzięki czemu niechlubny rekord Buttona nie zostanie już pobity.

Najdłuższy tor Formuły 1

Obecnie najdłuższym torem w kalendarzu jest Spa-Francorchamps, którego długość to 7.004 km, a najdłuższa używana w F1 nitka toru w Belgii miała nieco ponad 14 kilometrów. Wciąż jest to jednak o ponad 10 kilometrów mniej, niż najdłuższy tor w historii królowej motorsportu. Tym tytułem może pochwalić się nieistniejący już obiekt Pescara, którego nitka liczyła 25 kilometrów i 579 metrów. Grand Prix Formuły 1 odbyło się na włoskim torze wyłącznie raz, w 1957 roku.

Nitka toru w Pescarze. Źródło: Wikipedia Commons

Nitka toru w Pescarze składała się z dwóch przeszło pięciokilometrowych prostych oraz ciasnych zakrętów, prowadzących przez okoliczne wioski. Ze względu na dominujące dwie proste, głównym czynnikiem decydującym o wygranej była moc silnika, a przez rozwijane prędkości tor należał do niezwykle niebezpiecznych. Było to o tyle przejmujące, że kilka miesięcy przed rozegraniem Grand Prix, w czasie zawodów Mille Miglia, doszło do wypadku, w którym życie stracił jadący w Ferrari Alfonso de Portago oraz trzynastu widzów. Z obawy przed powtórką, Enzo Ferrari zdecydował się na opuszczenie zawodów przez Scuderię, chociaż ostatecznie ich kierowca, Luigi Musso, pojechał w wyścigu.

Zawody w Pescarze na szczęście odbyły się bez poważnych wypadków. Na okrążeniu, którego pokonanie trwało prawie 10 minut, w kwalifikacjach najszybszy okazał się Juan Manuel Fangio. Na początku wyścigu prowadzenie objął wspomniany Luigi Musso. Jego szczęście nie potrwało długo, gdyż na drugim okrążeniu stracił pierwsze miejsce, a później w jego aucie doszło do wylewu oleju, przez co Włoch nie ukończył domowego wyścigu. Na wylanym oleju szansę na wygraną stracił Fangio, który wpadł w poślizg uderzył w krawężnik i uszkodził zawieszenie. Mimo to pięciokrotny mistrz świata zajął drugie miejsce. Pierwszy był niepowstrzymany tego dnia Stirling Moss, który został pierwszym i jedynym triumfatorem wyścigu na najdłuższym torze Formuły 1 w historii.

Najdłuższy czas trwania wyścigu F1

Było już o historycznym Grand Prix Monako 1996, a na koniec przejdziemy do innego pamiętnego wyścigu, mianowicie Grand Prix Kanady 2011. Przeszło ono do legendy ze względu na niezwykle trudne warunki, wiele wypadków, kolizji, zwrotów akcji, a także przez czas trwania. Od zgaśnięcia czerwonych świateł do wywieszenia flagi w szachownicę minęły 4 godziny i 4 minuty, co stanowi rekord F1. Ten nie zostanie już pobity, gdyż obecnie uregulowane jest, że wyścig musi skończyć się w trzy godziny od startu, nie zważając nawet na przerwy związane z czerwonymi flagami.

W niedzielę kierowców i fanów przywitała ulewa. Ze względu na trudne warunki kierowcy ruszyli do wyścigu za samochodem bezpieczeństwa, jednak już na czwartym okrążeniu rozpoczęto ściganie. Zwycięzca kwalifikacji, Sebastian Vettel, obronił prowadzenie przed napierającym Fernando Alonso, zaś nieco niżej w stawce Lewis Hamilton doprowadził do kolizji z Markiem Webberem. Do kolejnych nieprzyjemnych zdarzeń z udziałem McLarena, a nawet obu McLarenów, doszło na początku ósmego okrążenia, gdy Button na prostej startowej wepchnął swojego partnera z zespołu w ścianę. Hamilton musiał wycofać się z wyścigu, a na tor wrócił samochód bezpieczeństwa. Gdy po restarcie wydawało się, że pogoda się poprawia, znów zaczęło lać jak z cebra. Na 20. kółku ponownie zainterweniował samochód bezpieczeństwa, a na 25. została wywieszona czerwona flaga.

Podczas GP Kanady kierowcy i mechanicy spędzili sporo czasu pod parasolami. Źródło: Ferrari Media Center

Przerwa w wyścigu trwała ponad dwie godziny. W końcu, po tak długim oczekiwaniu, udało się wrócić do rywalizacji. Vettel wciąż prowadził, a przez chwilę drugi był Kobayashi, który zyskał sporo pozycji, gdyż przed czerwoną flagą nie zawitał do boksów. Dość szybko kierowcy zaczęli zmieniać opony na przejściowe. Jednym z nich był Alonso, który po wyjeździe z alei serwisowej natrafił na Jensona Buttona. Brytyjczyk brał udział w kolejnej kolizji, tym razem eliminując Hiszpana. Zarówna za incydent z Hamiltonem, jak i za ten z Alonso, kierowca McLarena otrzymał karę przejazdu przez aleję serwisową. Za to na torze, po raz kolejny, pojawił się samochód bezpieczeństwa, przedłużając jeszcze bardziej i tak już niezwykle długi wyścig.

Jak się okazało, nie była to ostatnia neutralizacja. Do kolejnej doprowadził wypadek Nicka Heidfelda, któremu na 56. okrążeniu oderwało się skrzydło. W tym czasie tor przeschnął na tyle, że kierowcy jechali na slickach. Ostatni restart miał miejsce na 60. okrążeniu. Niezmiennie prowadził Vettel, a za nim podążali Michael Schumacher i Mark Webber. Bohaterem stał się jednak kierowca, który był wtedy zaraz za czołową trójką – Jenson Button. Brytyjczyk, który odbył dwie kary przejazdu przez aleję serwisową, a łącznie ze zmianami opon był w pit stopie sześć razy, był w końcówce nie do zatrzymania. Po wyprzedzeniu Webbera i Schumachera, mistrz świata z 2009 roku dopadł Vettela. Kierowca Red Bulla popełnił błąd i Button objął prowadzenie na ostatnim okrążeniu tego szalonego wyścigu.

Korekta: Nicola Chwist

Źródło zdjęcia poglądowego: Wikipedia Commons

PREVIOUS POST
You May Also Like