
Tankowanie w Formule 1, mimo że nie występuje w czasie wyścigów od 2010 roku, to temat do dziś budzący wiele emocji. Fani wracają do niego, czy wspominając stare czasy, czy dyskutując o potencjalnej przyszłości sportu. Jak wygląda historia tankowania w F1? Dlaczego z niego zrezygnowano? Czy jest szansa na jego powrót? O tym przeczytacie w naszym artykule.
Historia tankowania w Formule 1
Tankowanie w Formule 1 było obecne już od samego powstania mistrzostw. Na początku lat 50. była to konieczność, gdyż najzwyczajniej w świecie nie dało się przejechać wyścigu na jednym baku. Ta sytuacja dość szybko się zmieniła i gdy zespoły mogły pojechać wyścig bez zjazdu do alei serwisowej, to tak właśnie robiły. Dlaczego? Działo się tak, gdyż nikt nie przywiązywał wagi do długości pit stopu i trwały one, w porównaniu do obecnych czasów, wieczność.
Wyjątek od tej reguły w 1957 roku uczynił Juan Manuel Fangio podczas GP Niemiec na torze Nürburgring. W obawie przed szybkim zużyciem się opon, Argentyńczyk i Maserati zdecydowali się nie tankować do pełna i zaplanowali pit stop w środku wyścigu, aby wymienić opony i uzupełnić bak. To wydarzenie można uznać za pierwsze użycie strategii wyścigowej w obecnym tych słów znaczeniu. Wszystko szło po myśli Maserati aż do czasu samego zjazdu. Postój na stanowisku serwisowym zajął ponad minutę i Fangio stracił całą swoją przewagę, w następstwie czego spadł na trzecie miejsce.

Pięciokrotny mistrz świata wrócił na tor ze stratą prawie 50 sekund do prowadzącego duetu Ferrari. Następne okrążenia przeszły do historii F1. Juan Manuel Fangio jechał niewiarygodnym tempem i dziewięciokrotnie pobił rekord toru Nürburgring, jednego z najniebezpieczniejszych obiektów wyścigowych świata, nazwanego później „zielonym piekłem”. Argentyńczykowi udało się dogonić i wyprzedzić Petera Collinsa oraz Mike’a Hawthorna. Fangio wygrał GP Niemiec 1957, a po wyścigu mówił, że nigdy wcześniej nie jechał tak szybko i wątpi, że kiedykolwiek będzie w stanie to powtórzyć.
Pomimo tamtego zwycięstwa podobna strategia nie została powtórzona przez następne 25 lat. Dopiero w 1982 roku miał miejsce kolejny zaplanowany przed wyścigiem strategiczny pit stop. Podczas GP Austrii 1982 kierowcy Brabhama – Riccardo Patrese i Nelson Piquet – odjechali rywalom dzięki kolosalnej przewadze tempa. W połowie wyścigu, ku zaskoczeniu wszystkich, zawitali do pit stopu, aby zmienić opony i dolać paliwa. Wszystko było częścią planu opracowanego przez Gordona Murraya, inżyniera zespołu, który wyliczył, że szybsza jazda z mniejszym obciążeniem wynagrodzi czas stracony na zjeździe do pit stopu. Jego obliczenia były poprawne i Riccardo Patrese pewnie wygrałby wyścig, gdyby nie doszło do awarii w jego samochodzie. Brabham wyznaczył wtedy nowy strategiczny trend, który zmienił Formułę 1.
Najsłynniejsze incydenty związane z tankowaniem
Inne zespoły zaczęły kopiować Brabhama, aż w 1984 roku Formuła 1 zakazała tankowania. Wróciło ono 10 lat później, w 1994 roku, w celu uatrakcyjnienia wyścigów. Był to początek ery tankowania w F1, która trwała aż do 2009 roku. W tym czasie fani przyzwyczaili się do częstych zjazdów do pit stopu, ciągłych potyczek strategicznych, a także licznych incydentów, które miały miejsce w alei serwisowej. Najsłynniejszy z nich to pożar bolidu Josa Verstappena podczas GP Niemiec 1994. Podczas tego pit stopu paliwo wyciekło na rozgrzany bolid, co doprowadziło do spektakularnego pożaru. Na całe szczęście skończyło się tylko na poparzeniach i nic poważnego nie stało się ani kierowcy, ani mechanikom.

W 2003 roku, podczas GP Austrii, w ogniu niemalże stanął Michael Schumacher. Sytuacja była podobna do tej z udziałem Josa Verstappena, jednak wylało się dużo mniej paliwa, a mechanicy byli lepiej przygotowani. Płomienie szybko zgaszono, dlatego nie zdążyły się rozprzestrzenić. Michael Schumacher mimo straty czasowej wygrał tamten wyścig.
Innym znanym incydentem z alei serwisowej, w którym brało udział Ferrari, był feralny pit stop Felipe Massy z GP Singapuru 2008. Wtedy mechanicy za szybko wypuścili swojego kierowcę z alei serwisowej. Brazylijczyk pociągnął za sobą wąż do tankowania oraz jednego z mechaników. Błąd ten sprawił, że Massa stracił cenne punkty w walce o mistrzostwo świata.
Odjechanie ze stanowiska serwisowego z wciąż przyczepionym wężem było jedną z najczęstszych przyczyn incydentów przy tankowaniu. Za przykład można tu podać GP Brazylii 2009, przedostatni wyścig z tankowaniem w Formule 1. Podczas swojego pit stopu Heikki Kovalainen odjechał ze stanowiska McLarena razem z nieodłączonym wężem, a paliwo wylało się na jadącego za nim Kimiego Räikkönena. Momentalnie pojawiła się kula ognia, ale tylko na krótką chwilę, i skończyło się jedynie na strachu. Inne incydenty z ogniem w alei serwisowej to chociażby Jarno Trulli w GP Hiszpanii 2005, Gianmaria Bruni w GP Włoch 2004 czy największy obok incydentu Verstappena pożar spowodowany problemem przy tankowaniu, czyli GP Belgii 1995 i pit stop Eddiego Irvine’a.
Dlaczego zakazano tankowania w Formule 1?
Mimo że pożarów wywołanych przez tankowanie w Formule 1 nie było szczególnie wiele, zawsze pozostawało poważne ryzyko takiego incydentu. Głównie z tego powodu, w obawie o zdrowie kierowców i mechaników, w maju 2009 roku zakazano tankowania w trakcie wyścigów Formuły 1 od sezonu 2010. Poza najważniejszym, czyli bezpieczeństwem, ważnym argumentem było też uatrakcyjnienie wyścigów i zwiększenie akcji na torze. Statystyki są bowiem brutalne – tankowanie w F1 oznacza mniej wyprzedzeń, co wyraźnie pokazuje średnia manewrów na wyścig w kolejnych sezonach.

Oczywiście na te statystyki składa się również wiele innych czynników, ale nietrudno zauważyć panujący trend. Przez tankowanie większość akcji w wyścigach miała miejsce w pit stopach i strategia zdecydowanie przyćmiewała wyprzedzenia na torze. Równie ważnym argumentem było ograniczenie kosztów. Sprzęt do tankowania i jego transport na kolejne wyścigi kosztował ogromne pieniądze, a kwestie finansowe były kluczowe w czasie kryzysu ekonomicznego z lat 2008–2009.
Czy tankowanie wróci do Formuły 1?
Czy po tylu latach kiedykolwiek ujrzymy jeszcze tankowanie w Formule 1? Ten temat mimowolnie wraca raz na jakiś czas i wielokrotnie dyskutowano o ewentualnym powrocie. Podnoszoną przez kierowców kwestią była waga bolidów F1, która znacznie urosła przez ostatnie kilkanaście lat. Dzięki tankowaniu można by było startować z lżejszym samochodem, co odciążałoby opony oraz zapewniałoby lepsze tempo bolidów na początku wyścigu.
Nieprzewidywalność strategiczna to kolejny argument za powrotem tankowania do królowej motorsportu. Zmieniłoby się nie tylko podejście do samych wyścigów, ale też kwalifikacji. Poza pozycją na polach startowych liczyłoby się to, z jaką ilością paliwa przejechało się okrążenie i tym samym ile paliwa bolid będzie miał na starcie wyścigu (zakładając powrót do obecnego kiedyś w Formule 1 systemu, w którym między kwalifikacjami a wyścigiem nie wolno było dolewać paliwa).

Argumenty „przeciw” są niezmienne. Głównym problemem pozostaje bezpieczeństwo. Oczywiście, standardy wciąż rosną i nie można ich porównywać do tych z 2009 roku, jednak nie da się zapobiec wszystkiemu i powrót tankowania oznaczałby dodatkowe, niepotrzebne ryzyko. Po incydencie Romaina Grosjeana z GP Bahrajnu w 2020 roku nikt nie chciałby już więcej widzieć płonących bolidów Formuły 1, a tankowanie w trakcie wyścigów zwiększa szansę na takie zdarzenie.
Poza bezpieczeństwem można też podnieść argument o ograniczaniu wydatków, czyli kwestię palącą (niefortunny dobór słowa) w erze limitów budżetowych. Na koniec warto zastanowić się nad sensem takiego ruchu z punktu widzenia samych emocji na torze. W erze DRS-u obserwujemy więcej walki niż kiedykolwiek. Ma to pozostać niezmienne od 2026 roku, mimo zmian regulaminowych i pozbycia się systemu DRS. Tankowanie w Formule 1, przynajmniej na razie, nie jest po prostu potrzebne. Na emocje w czasie wyścigów wpływają inne czynniki, a powrót tankowania mógłby jedynie zmienić podejście zespołów i zmniejszyć ilość wyprzedzeń, tak jak miało to miejsce w sezonach od 1994 do 2009.

Podsumowując, trzeba pogodzić się z tym, że tankowanie nie wróci do Formuły 1. Niektórzy kibice na pewno będą tym zawiedzeni, ale obecnie sport nie potrzebuje kolejnej komplikacji związanej z tankowaniem w trakcie wyścigu. Ponadto, mimo kilku swoich plusów, ciężko uwierzyć, że powrót tankowania drastycznie podniósłby emocje w czasie wyścigów. Najważniejszym argumentem pozostaje jednak bezpieczeństwo, które zostałoby niepotrzebnie zmniejszone decyzją o powrocie do tankowania.
Korekta: Nicola Chwist
Źródło zdjęcia poglądowego: Wikimedia Commons