W Formule 1 nie brakuje torów, którym przypisuje się specjalne znaczenie. Monte Carlo na przykład, jak żaden inny tor wystawia kunszt kierowców na największą próbę w całym sezonie. Moim zdaniem do obiektu w Monako zaliczyć można jeszcze Suzukę, która w miniony weekend dość dosadnie pokazała znaczenie kierowcy we współczesnym motorsporcie. O Hungaroringu z kolei przez ponad dekadę mówiło się jak o piekle rodem z “Boskiej Komedii” Dantego, miejscu wyjątkowo niesprzyjającym przyszłym mistrzom świata. Monza to z kolei Świątynia Prędkości lub „La Pista Magica” – Magiczny Tor i ze stwierdzeniem Włochów ciężko się nie zgodzić.

Pewną magię w XXI wieku zyskał również obiekt, który od samego początku swojej obecności w kalendarzu kojarzy się ze startem sezonu. I nie – nie mam na myśli ulicznego toru w Parku Alberta, który regularnie zakłamuje rzeczywisty układ stawki (szczególne pozdrowienia dla sezonu 2009). Areną, o której mówię, jest Bahrain International Circuit. Obiekt położony na pustyni Sakhir to gwarancja ogromnych emocji i, jak się okazuje, swego rodzaju wyznacznik tonu rywalizacji na cały sezon.

Wygrywasz wyścig – wygrywasz mistrzostwo

Na początku swojej obecności w F1 GP Bahrajnu było wręcz talizmanem dla przyszłych mistrzów świata. W 2004 i 2005 roku Michael Schumacher i Fernando Alonso odnieśli tam pewne i spokojne tryumfy. W przypadku Niemca była to zapowiedź kompletnie zdominowanej kampanii, zaś dla Hiszpana pewna podpowiedź, bo choć sezon rozpoczął od dwóch wygranych i trzeciego miejsca, ktoś z oddali nie powiedział ostatniego słowa. Tym kimś był Kimi Räikkönen z McLarena, który wyścig na pustyni Sakhir ukończył na 3. miejscu po starcie z 9. pola. Fin wraz z zespołem na dobre przebudził się już w następnej rundzie, lecz w zwycięstwie na Imoli przeszkodziła awaria wału napędowego. Trzeba jednak przytoczyć jedną statystykę – od 5. rundy sezonu, GP Hiszpanii, najwięcej punktów zdobył Räikkönen. Szkopuł w tym, że w pierwszych 4 rundach Alonso stracił tylko 4 punkty.

Samo GP Bahrajnu okazało się dla Alonso zdecydowanie trudniejszą przeprawą już rok później. Jako iż FIA zniosła absurdalny przepis o zakazie wymiany opon w trakcie wyścigu, powrót Ferrari do walki o mistrzostwo wydawał się oczywisty. Stajnia z Maranello potwierdziła to w inauguracyjnej czasówce, po raz pierwszy w historii rozgrywanej w formacie podzielonym na trzy segmenty. Schumacher i Massa zamknęli pierwszy rząd, a top 3 uzupełnił Jenson Button z Hondy. Alonso dopełnił drugi rząd, choć po zwycięstwie w Q1 i Q2 mógł czuć niedosyt. Wszystko było jednak elementem strategii.

W wyścigu Fernando pokazał swój kunszt już na starcie i przed końcem pierwszego sektora awansował na 2. miejsce – za plecy Michaela. Na pierwszym stincie Hiszpan regularnie tracił dystans do 7-krotnego mistrza świata, jednak było to spowodowane taktyką. Sezon 2006 to powolny schyłek ery tankowania w F1. Renault zdecydowało, że na początku wyścigu Alonso wykona dłuższy stint i finalnie został 4 kółka więcej od Schumachera. W tym czasie nie zniwelował wyraźnie różnicy do Niemca, ale od początku drugiego stintu dystans między nimi topniał w oczach. Mimo że przez ponad 10 kółek Fernando siedział na ogonie Schumiego, nie zdecydował się na manewr. Znów dysponował przewagą strategiczną, więc cierpliwie czekał.

Tym razem tankował trzy okrążenia później od Michaela i to wystarczyło, by wyjść na prowadzenie. Minimalnie, bo Hiszpan musiał bronić pozycji na wyjeździe z boksu, ale nie zmienia to faktu, że Ferrari zostało ograne. Schumacher dobrej szansy na kontrę w zasadzie nie otrzymał – choć trzymał dystans ok. 1 sekundy, tylko raz pokazał się Fernando w lusterkach. Na pięć kółek przed metą trochę rozpaczliwie spróbował zanurkować do jedynki, jednak ten atak nie mógł się udać. Alonso wygrał wyścig, tak samo jak całe mistrzostwa, ale aż do przedostatniej rundy sezonu czuł na plecach oddech Czerwonego Barona.

Podium GP Bahrajnu 2006 – Od lewej Schumacher, Alonso, Räikkönen. Źródło: Wikipedia Commons

Perfekcyjny start Ferrari

Na kolejny zwiastun batalii o tytuł czekaliśmy do 2010 roku – pierwszego po erze tankowania. Bahrajn po raz drugi w swojej historii inaugurował sezon i Ferrari po raz drugi w obecnym stuleciu miało powrócić do walki o najwyższe laury. Tak też się stało, choć w przeciwieństwie do sezonu 2006 nie zdołali wygrać kwalifikacji. Wierzgające Rumaki poskromił Czerwony Byk – ówczesny wicemistrz świata, Sebastian Vettel. W dodatku Niemiec nie dał się ograć na starcie i wszystko wskazywało na to, że rozpocznie kampanię od wygranej.

Po ⅓ wyścigu (16. okr.), tuż przed pit-stopami, Alonso tracił do niego 5 sekund. Po boksach sytuacja uległa zmianie – Fernando i Felipe zaczęli gonić Vettela i na 30. okrążeniu siedzieli już na ogonie Red Bulla. Jakby tego było mało, 3 kółka później doszło do usterki w bolidzie Niemca, co utorowało drogę do podwójnego zwycięstwa (Sebastian ostatecznie finiszował na P4). Co prawda zabrakło tu szalonych manewrów wyprzedzania, heroicznej defensywy i pojedynku do samej mety, ale 33 okrążenia tamtego GP Bahrajnu przepowiedziały nam przyszłego mistrza i wicemistrza świata.

Iceman is back!

W następnych trzech edycjach (2012–2014) aż dwukrotnie doszło do starcia przyszłych pretendentów. 2012 rok być może wspominam tutaj na wyrost, ale nie zapominajmy, że Kimi Räikkönen zakończył tamten sezon na 3. miejscu. Powracający do F1 Fin nie miał najlepszego wejścia w Lotusie. Choć do Q3, a nawet Q2, nie wszedł tylko w Australii, po pierwszy trzech rundach miał na koncie tylko 16 punktów. Kwalifikacje do GP Bahrajnu nie zapowiadały poprawy. Kimi zakwalifikował się na ledwie 11. miejscu… Jednak jak sam mówił, była to zagrywka strategiczna.

Już na pierwszym okrążeniu przedarł się na 7. miejsce, a przed pierwszym pit-stopem (11 kółko) wyprzedził jeszcze Jensona Buttona i Fernando Alonso. Świetne tempo wyścigowe Fina zrobiło swoje, ale należy pamiętać, że bolid Lotusa, tuż przed początkiem ery hybrydowej, kapitalnie radził sobie z oponami. W Bahrajnie miało to niebagatelne znaczenie, a Fin po pit-stopie awansował już na 3. miejsce – w boksie jego zespół ograł Lewisa Hamiltona, a na torze Kimi wyprzedził Marka Webbera. Przed nim znajdowali się już tylko Romain Grosjean (również Lotus) i prowadzący od początku wyścigu Sebastian Vettel.

Sebastian Vettel ucieka Lotusom w Grand Prix Bahrajnu 2012. Żródło: Wikipedia Commons

Kimi był najszybszy na torze i konsekwentnie skracał kilkusekundowy dystans do Grosjeana i Vettela. Co prawda był na miększej oponie w przeciwieństwie do rywali, ale nie przeszkodziło to zjechać mu do boksu tylko jedno okrążenie przed nimi i tuż przed końcem stintu wyprzedzić Francuza. Po pit-stopie z kolei zaczął gonić Sebastiana, mimo iż miał założone twardsze opony.

Po raz pierwszy w zasięgu DRS Räikkönen znalazł się na 33. okrążeniu, a na 36. był o krok od awansu na prowadzenie. Powiem więcej – gdyby Fin wykazał choć odrobinę większe zdecydowanie, objąłby prowadzenie i prawdopodobnie wygrał wyścig. Kimi się jednak zawahał, a do końca wyścigu nie zdołał zaatakować Niemca. Na ostatni pit-stop zjechali na tym samym okrążeniu, ale szybszy w boksie był Red Bull, co pozwoliło Vettelowi uciec na ponad sekundę. Obaj otrzymali na koniec opony pośrednie, na których Seb stale powiększał dystans.

Kimi Räikkönen jak cień podąża za Sebastianem Vettelem. Żródło: Red Bull Content Pool

Jak wspomniałem, nie był to pojedynek bezpośrednio między głównymi kandydatami do tytułu, bo wicemistrz sezonu 2012 – Fernando Alonso – ukończył GP Bahrajnu na 7. miejscu z minutą straty do zwycięzcy, ale przyszły mistrz świata, czyli Vettel, nie bez problemów odniósł pierwszy tryumf w sezonie. Pierwszy z ledwie pięciu, ale historia tego sezonu to opowieść na zupełnie inną okazję.

Silver War – pierwsze starcie

Skoro wspomniałem już o erze hybrydowej, musimy przenieść się do jej początku. Start sezonu 2014 upływał pod znakiem dominacji Mercedesa. Zespół z Brackley perfekcyjnie wstrzelił się w nowe przepisy, w czym na pewno pomógł najmocniejszy silnik w stawce. Sama jednostka napędowa to jednak za mało, by regularnie dystansować resztę stawki na blisko sekundę na okrążenie.

W Bahrajnie – trzeciej rundzie sezonu – Srebrne Strzały znów pewnie zamknęły pierwszy rząd, a w wyścigu stanęły do iście bokserskiego pojedynku. Lepszym startem popisał się Hamilton, który w pierwszym sektorze wysunął się na prowadzenie. Ponadto różnicy w tempie między zawodnikami Mercedesa nie było, a to musiało doprowadzić to zaciekłej walki o prowadzenie, szczególnie na takim torze jak Sakhir. Rosberg zaatakował jednak dopiero pod koniec pierwszego stintu. Jego pierwszy atak zakończył się momentalną kontrą Hamiltona, jednak drugi był bliski powodzenia. Niemiec wysunął się na prowadzenie, lecz nie utrzymał go na wyjeździe z czwórki. Aby zapobiec walce (i emocjom), Mercedes postanowił rozdzielić strategie – na drugi stint Lewis znów dostał softy, a Nico medy, na których stracił 10 sekund do kolegi z zespołu.

Lewis Hamilton wygrywa start z Nico Rosbergiem w GP Bahrajnu 2014. Źródło: Wikipedia Commons

Do ich powtórnej walki być może nawet by nie doszło, gdyby nie neutralizacja wywołana przez Pastora Maldonado i Estebana Gutierreza na 42. kółku. Rosberg nie mógł dostać lepszego prezentu i oczywiście wymienił opony na miękkie. Hamilton musiał założyć mediumy i wydawało się, że jest już po sprawie. 

Nico pierwszy atak przypuścił od razu na restarcie na 47. okrążeniu, ale Lewis dwukrotnie pokrył zewnętrzną w pierwszym sektorze, nie zostawiając miejsca koledze z zespołu. Rosberg poczekał więc na DRS, ale kolejny atak przypuścił dopiero na 52. kółku – szóstym od końca. Tym razem spróbował zanurkować do jedynki i nawet w szczycie zakrętu zrównał się z Hamiltonem! Jego atak jednak zakończył się niepowodzeniem, podobnie jak kolejna próba chwilę później w czwórce.

Ostatnią próbę Niemiec podjął na początku 54. z 57. okrążeń. Wreszcie wcisnął się Lewisowi po wewnętrznej, wyprzedził go w apexie… A po chwili dostał kontrę do drugiego zakrętu. Mimo iż miał jeszcze 4 okrążenia, Rosberg nie zdołał już choćby zaatakować Hamiltona i dojechał do mety na drugim miejscu. 

Hamilton vs Rosberg, finisz pierwszego stintu. Źródło: facebook.com – Mercedes AMG Petronas F1 Team

Wbrew logice

Kolejną obronę Częstochowy Brytyjczyk musiał zademonstrować 7 lat później. Pomimo kompletnie zdominowanej kampanii 2020, świeżo upieczony 7-krotny mistrz świata wyraźnie stonował nastroje przed nowym sezonem po zimowych testach. 

Całe szczęście, że to koniec, bo nie jestem zwolennikiem testów. Po prostu kocham się ścigać, ale z drugiej strony przydałoby się kilka dodatkowych dni. To prawdopodobnie pierwszy raz, gdy poprosiłbym o dodatkowy czas. Przed nami sporo pracy i szykuje się, że będzie ciężko.

Problemy Mercedesa były na rękę rosnącemu w siłę Red Bullowi. Stajnia z Milton Keynes po latach posuchy wreszcie dobiła do poziomu równemu hegemonowi ostatnich lat, a to zapowiadało zażartą bitwę o tytuł, której zapowiedź otrzymaliśmy już na start sezonu.

Kwalifikacje zwiastowały jednak spacerek dla Verstappena. Max pokonał Lewisa o cztery dziesiąte, a w wyścigu obronił się zarówno na starcie, jak i restarcie na początku zmagań. Wyczuwając możliwe kłopoty w pokonaniu Maxa, Mercedes postanowił zaryzykować. Na pierwszy pit-stop ściągnął Hamiltona już na 13. kółku, czym udało im się podciąć Verstappena. Max zjechał do boksu 3 kółka później i powrócił na tor 5 sekund za Lewisem. Różnicę tę konsekwentnie zmniejszał, ale Mercedes znów jako pierwszy wykonał kolejny ruch. 

Verstappen prowadzi w GP Bahrajnu 2021 po wygranym starcie. Źródło: Red Bull Content Pool

Hamilton na drugi i ostatni pit-stop zjechał już na 28. okrążeniu. Biorąc pod uwagę, że wymieniał medy na hardy, ledwie 15 okrążeń było bardzo krótkim stintem. Szczególnie, że Brytyjczyka czekał teraz stint o długości połowy wyścigu. Max zjechał na boksu aż 12 kółek później i zaczął błyskawicznie zbijać 9 sekundowy dystans. Ponadto na 7 kółek przed metą Hamilton zablokował koła, co pozwoliło Verstappenowi złapać się w odległość DRS-a.

Ale czy udało mu się Brytyjczyka wyprzedzić? Tak… Jednak nie zamknął manewru na torze. Holender wyjechał poza limity toru w czwórce i w obawie przed karą zespół nakazał Maxowi oddać pozycję. Choć Verstappen utrzymywał sekundę straty do Hamiltona, nie zdołał wyprowadzić kolejnego manewru. Pierwsza runda została przegrana, ale na przestrzeni kolejnych 21 lepszy minimalnie okazał się Holender. Oczywiście do niczego by nie doszło, gdyby nie pewien GOAT z Kanady.

To mógł być TEN ROK

Ostatni raz, gdy pretendenci do tytułu zażarcie walczyli w Bahrajnie miał miejsce w 2022 roku. Nowa era, tak jak w 2006 roku, pozwoliła Ferrari wrócić. Na czele kolejnego renesansu w historii stajni z Maranello miał stanąć Charles Leclerc i otwarcie trzeba przyznać, że ze swojej roli wywiązał się znakomicie: najpierw pokonał Verstappena w kwalifikacjach, a następnie nie dał ograć się na starcie. Do końca pierwszego stintu Monakijczyk utrzymywał przewagę ok. 3 sekund nad Holendrem, ale Red Bull nie powiedział ostatniego słowa. By w ogóle zbliżyć się do Leclerca, Verstappen musiał zjechać jako pierwszy. Jedno okrążenie wystarczyło, by złapać się w DRS za liderem, ale było to jedynie pyrrusowe zwycięstwo. 

Żeby oddać cesarzowi co cesarskie, Max przez pierwsze 3. okrążenia po pit-stopie nękał Charlesa, ale wszystkie jego ataki kończyły się w ten sam sposób – atak do jedynki i błyskawiczna kontra kierowcy Ferrari. Ponadto przy ostatnim ataku Holender mocno zablokował prawe przednie koło, czym pozbawił i nas i siebie samego szans na pojedynek. Red Bull oczywiście znów spróbował podcięcia, ale tym razem to nic nie dało. 

Max Verstappen nie dawał za wygraną Charlesowi Leclercowi. Źródło: Red Bull Content Pool

Jedyną szansą dla Verstappena był wyjazd samochodu bezpieczeństwa i Holender otrzymał dar od losu… Ale sprawę zepsuł jego zespół. Podczas ostatniego pit-stopu bolid Maxa upadł z podnośnika z dużym impetem, co doprowadziło do pęknięcia kolumny kierowniczej. Verstappen kontynuował jazdę, ale po neutralizacji, zakończonej na 50. kółku, doszło do awarii pompy paliwa, w efekcie czego Holender wyścigu nawet nie ukończył. Jak to w przypadku Ferrari, zwycięstwo w Bahrajnie wcale nie oznaczało przyszłego tytułu, ale pojedynek Leclerca z Verstappenem był motywem przewodnim tamtego sezonu… W pierwszej jego części.

Charles Leclerc od zwycięstwa rozpoczął sezon 2022 w Formule 1. Źródło: facebook.com – Scuderia Ferrari HP

Czy Bahrajn znów wskaże mistrza?

Pomijając kierowców Ferrari od 2004 roku i Lewisa Hamilton w sezonie 2020, w GP Bahrajnu zawsze tryumfował przyszły mistrz. Powiem więcej – pomijając DNF-a Verstappena w 2022 roku, tylko raz zdarzyła się sytuacja, by przyszły mistrz nie stanął w Bahrajnie na podium. Mowa o sezonie 2008 i Lewisie Hamiltonie, który po kilku przygodach i urwanym przednim skrzydle, finiszował na 13. miejscu.

Czy obecny sezon przyniesie nam kolejny, pasjonujący pojedynek między pretendentami do tytułu? A może zwyczajnie i bez emocji zapowie nam przyszłego mistrza świata? Niezależnie co się stanie, w GP Bahrajnu nie powinniśmy narzekać na nudę!

Tekst autorstwa: Jakub Pres

Korekta: Nicola Chwist

Źródło zdjęcia wyróżniającego: Red Bull Content Pool

PREVIOUS POST
You May Also Like