Max Verstappen z ekipą Red Bulla

Red Bull Racing – ekipa z Milton Keynes, która przez lata przyzwyczaiła nas do seryjnych zwycięstw i dominacji w Formule 1. Mistrzowskie tytuły były dla nich niemal rutyną, a konkurencja mogła tylko patrzeć z zazdrością. Dziś jednak na horyzoncie zbierają się chmury. Po raz pierwszy od pięciu lat realnie zagląda im w oczy sezon bez tytułu zarówno w klasyfikacji kierowców, jak i konstruktorów. Czy to tylko chwilowe potknięcie, czy może początek końca ery Red Bulla? Zapraszam na felieton!

Kiedy narodziła się potęga Red Bulla?

Gdybym miał wskazać moment, w którym rozpoczęła się nowożytna era Red Bulla, bez wahania postawiłbym na sezon 2020. To właśnie wtedy byki po raz pierwszy od 2016 roku wróciły na drugie miejsce w klasyfikacji konstruktorów, wyraźnie sygnalizując powrót do walki o najwyższe cele. Był to sezon przejściowy, ale pełen znaków przyszłej dominacji. Max Verstappen – coraz dojrzalszy, coraz groźniejszy – nie tylko imponował tempem, ale też potrafił wygrywać dzięki perfekcyjnej współpracy ze strategami Red Bulla. To wtedy właśnie odebrali Mercedesowi dwa zwycięstwa na torze, co wcześniej wydawało się niemal niemożliwe. Z drugiej strony – cień na ten obraz rzucała postawa Alexandra Albona, który jako drugi kierowca zawiódł oczekiwania, meldując się na podium zaledwie dwukrotnie.

W trakcie sezonu 2020 coraz głośniej mówiło się o kadrowej ofensywie Red Bulla. Do fabryki w Milton Keynes zaczęli dołączać liczni inżynierowie i specjaliści z innych zespołów – niektórzy z ogromnym doświadczeniem. Jednak największy transfer miał dopiero nadejść…

Pod koniec sezonu, kiedy Alex Albon rozbił swój bolid w Bahrajnie, stało się jasne, że Red Bull będzie szukać następcy – solidnego partnera dla Maxa Verstappena. Kandydatów było wielu, ale po sensacyjnym Grand Prix Sakhiru wybór stał się oczywisty. Sergio Pérez, który po genialnej jeździe dla Force Indii odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w F1, nie tylko uratował swoją karierę, ale też przekonał Red Bulla, że to właśnie on powinien być nowym numerem dwa. Zespół zyskał doświadczonego, stabilnego kierowcę, który wreszcie miał dać Verstappenowi realne wsparcie w walce o tytuły.

Sergio Perez w fabryce Red Bulla.
Sergio Pérez w fabryce Red Bulla. Źródło: Mark Thompson/Red Bull Content Pool

Red Bull dopiął swego – zapewnił sobie nie tylko mocnego lidera w osobie Verstappena, ale i stabilnego partnera, który potrafi myśleć zespołowo. Sergio Pérez okazał się gwarantem solidnej formy i lojalnym skrzydłowym, gotowym wesprzeć Maxa w każdym kluczowym momencie. Można było odnieść wrażenie, że Red Bull wreszcie rozwiązał problem drugiego fotela – a mając komplet kierowców, mógł w pełni skoncentrować się na tym, co najważniejsze: budowie mistrzowskiego samochodu.

Wschodząca gwiazda

Sezon 2021 zapowiadano jako ostatni rozdział ery dotychczasowych regulacji technicznych. Wielu ekspertów uważało, że to będzie formalność – Lewis Hamilton bez większego wysiłku sięgnie po swój ósmy tytuł mistrzowski, podczas gdy reszta stawki skupi się już na przygotowaniach do rewolucyjnego sezonu 2022, w którym miały wejść w życie zupełnie nowe przepisy aerodynamiczne. Wszystko wskazywało na to, że Mercedes zakończy epokę dominacji w swoim stylu – kolejnym triumfem.

Podczas gorących testów przedsezonowych w Bahrajnie Red Bull jasno dał do zrozumienia: „sprawdzam!”. Max Verstappen wykręcił najszybszy czas, wysyłając wyraźny sygnał – byki są gotowe do walki. Mercedes? Zamiast odpowiedzi – niepokojące problemy. Bolid W12 tracił przyczepność w szybkich zakrętach, borykał się z przegrzewaniem, a tylna oś zachowywała się niestabilnie. Część kibiców i komentatorów uznała to za typową zasłonę dymną – klasyczny blef przed kolejnym sezonem dominacji. Ale tym razem było inaczej. Lewis Hamilton i Valtteri Bottas nie byli w stanie zaliczyć kilku czystych, bezbłędnych okrążeń na torze Sakhir. Mercedes po raz pierwszy od lat wyglądał na zespół, który nie ma pełnej kontroli nad sytuacją.

Sezon 2021 zapisał się w historii Formuły 1 jako jeden z najbardziej dramatycznych i kontrowersyjnych. Jego finał zna dziś każdy kibic – Max Verstappen sięgnął po swoje pierwsze mistrzostwo świata w ostatnim wyścigu, na ostatnim okrążeniu, po pasjonującym pojedynku z Lewisem Hamiltonem. Choć tytuł w klasyfikacji konstruktorów trafił ostatecznie do Mercedesa, to właśnie Holender i zespół Red Bulla dokonali rzeczy symbolicznej – przerwali trwającą od lat hegemonię niemieckiej ekipy i otworzyli nowy rozdział w rywalizacji o mistrzostwo świata.

Max Verstappen i Christian Horner na podium po Grand Prix Abu Dhabi 2021
Max Verstappen i Christian Horner na podium po Grand Prix Abu Zabi 2021. Źródło: Mark Thompson/Red Bull Content Pool

Gdy Max Verstappen ukończył okrążenie zjazdowe po zdobyciu swojego pierwszego tytułu mistrza świata, z głośnika zespołowego radia padło pytanie, które zapowiadało nową potęgę Red Bulla:

Czy możemy robić to razem przez następne dziesięć albo piętnaście lat?

Wtedy stało się jasne – czerwone byki są gotowe. Mają w składzie mistrza świata i zespół, który potrafi stawić czoła każdemu wyzwaniu. Sezon 2021, pierwszy rok, w którym zdecydowanie rzucili rękawicę Mercedesowi, zakończył się ich triumfem. W trakcie tej niezwykle trudnej i pełnej napięcia walki pokazali niezwykły hart ducha, niezłomną wiarę w swoje możliwości oraz precyzję prawdziwych mistrzów.

Grand Prix Brazylii 2022

Sezon 2022 przebiegał dla austriackiej ekipy jak po sznurku. Max Verstappen wygrywał praktycznie wyścig za wyścigiem, Sergio Pérez solidnie dostarczał cenne punkty, a Red Bull na trzy rundy przed końcem zapewnił sobie tytuł mistrza konstruktorów. Wszystko zdawało się zmierzać ku bezproblemowemu triumfowi. I właśnie dlatego pytanie o to, co mogło pójść nie tak podczas feralnego Grand Prix Brazylii, nabiera wyjątkowego znaczenia.

W czasie weekendu na Interlagos Sergio Pérez tracił do wicelidera klasyfikacji kierowców, Charles’a Leclerca, zaledwie cztery punkty. Tor w Brazylii wyjątkowo nie sprzyjał charakterystyce RB18, a kierowcy Red Bulla ruszali do wyścigu z trzeciej i czwartej pozycji. W trakcie rywalizacji stracili jeszcze trzy miejsca względem pozycji startowych, co znacznie skomplikowało ich sytuację.

W końcówce wyścigu, gdy Max Verstappen zajmował szóste miejsce, zespół zażądał od niego, by ustąpił pola Sergio Pérezowi – tak, by Meksykanin mógł odrobić do Charles’a Leclerca dwa punkty w klasyfikacji kierowców. Holender jednak zignorował ten komunikat i pozostał na swojej pozycji. Po wyścigu Max krótko powiedział do inżyniera, że już wcześniej wyraził swoje stanowisko w tej sprawie i nie zamierza wracać do tematu.

Sergio Perez podczas wywiadu
Sergio Pérez podczas wywiadu. Źródło: https://x.com/_racingnews

Drugi kierowca Red Bulla nie krył frustracji – był wyraźnie wściekły na Maxa Verstappena. W ostrych słowach stwierdził, że „teraz dopiero widać, jaki jest naprawdę”. Meksykańskie media rozpisywały się o tej sytuacji, a wielu kibiców zaczęło się zastanawiać, dlaczego mistrz świata odmówił ustąpienia swojemu zespołowemu partnerowi.

To wydarzenie stało się pewnym punktem zwrotnym. Choć już w kolejnym, ostatnim Grand Prix sezonu, szef zespołu Christian Horner zapewniał, że sprawa została wyjaśniona i nie powtórzy się więcej, napięcie i niechęć między kierowcami były widoczne gołym okiem.

Rywalizacja i totalne upokorzenie

Sezon 2023 Red Bull rozpoczął z dotychczas najlepszym bolidem – RB19. Ta dominująca maszyna pozwalała kierowcom toczyć ze sobą prawdziwą, swobodną rywalizację o zwycięstwa, bez realnej konkurencji ze strony innych zespołów. Cztery pierwsze wyścigi przyniosły dwie wygrane Maxa Verstappena oraz dwa triumfy Sergio Péreza, potwierdzając siłę austriackiego teamu.

Po triumfie Sergio Péreza w Grand Prix Azerbejdżanu w zespole Red Bulla znów zawrzało. Meksykanin otwarcie przyznał w wywiadzie, że gdyby nie piąte miejsce w Australii, dziś byłby liderem klasyfikacji kierowców. Co więcej, zasugerował, że nie chce już pełnić roli „drugiego kierowcy” i że zespół powinien poważnie przemyśleć swoje wyścigowe priorytety.

Max Verstappen po wyścigu w Baku, w którym samochód bezpieczeństwa odebrał mu szansę na zwycięstwo, miał być wściekły i powiedzieć do swojego ojca, Josa Verstappena, następujące słowa:

Nie zamierzam przegrać z nim [Sergio Pérezem] już ani razu.

Faktycznie od tego weekendu, toczącego się na ulicach stolicy Azerbejdżanu, Max Verstappen nie przegrał już ani razu w wyścigu ze swoim zespołowym kolegą. Co więcej Holender wygrał pozostałe 17 z 18 Grand Prix, totalnie dominując sezon 2023.

Max Verstappen na podium po Grand Prix Abu Dhabi 2023.
Max Verstappen na podium po Grand Prix Abu Zabi 2023. Źródło: Peter Fox/Red Bull Content Pool

W pewnym momencie wokół Verstappena zaczęło narastać wyraźne zniechęcenie – efekt jego absolutnej dominacji w stawce. Holender nie cieszył się sympatią wśród meksykańskich kibiców, tifosi, fanów Mercedesa i brytyjskiej publiczności. Sytuacja dochodziła do absurdów – na niektórych torach Verstappen był wygwizdywany na podium, a emocje tłumu potrafiły przybrać skrajne, wręcz wulgarne formy. To również budowało napięcie między kierowcami Red Bulla. Panowało ogólne poczucie, że Verstappen wygrywa wyłącznie dlatego, że Austriacy, na czele z Helmutem Marko, stawiają na niego, natomiast Sergio Pérez jest wyraźnie dyskredytowany.

Pomimo tego sezon 2023 zakończył się dla Red Bulla dokładnie tak, jak sobie wymarzyli. Max Verstappen sięgnął po swój trzeci tytuł mistrza świata, nie pozostawiając cienia wątpliwości, kto jest najlepszy w stawce. Sergio Pérez, mimo burzliwego roku, zdobył pierwsze w historii zespołu wicemistrzostwo kierowców, przypieczętowując absolutną dominację austriackiej ekipy.

Wojna domowa

Piątego lutego firma Red Bull oficjalnie potwierdziła wszczęcie wewnętrznego śledztwa w sprawie możliwego niewłaściwego zachowania szefa zespołu F1, Christiana Hornera, wobec jednej z pracownic. Choć w tamtym momencie nie przedstawiono żadnych dowodów ani rozstrzygnięć, Brytyjczyk stał się obiektem ogromnej fali krytyki i internetowego hejtu. Gdy 28 lutego Red Bull ogłosił zakończenie dochodzenia i całkowite oczyszczenie Hornera z zarzutów, nie uspokoiło to sytuacji – wręcz przeciwnie, dla wielu była to decyzja, która tylko dolała oliwy do ognia.

Zaledwie dzień po ogłoszeniu oczyszczenia Christiana Hornera z zarzutów, do sieci trafiły rzekome wiadomości, które miał wymieniać ze swoją współpracownicą. Sam wyciek był już potężną kontrowersją, jednak prawdziwą burzę wywołały spekulacje na temat jego źródła. Według jednego z portali materiały miały zostać udostępnione przez holenderskiego dziennikarza – bliskiego znajomego Josa Verstappena, ojca Maxa. To wystarczyło, by media i kibice zaczęli snuć teorie o wewnętrznych tarciach na szczytach Red Bulla i narastającym konflikcie w obrębie zespołu.

Jos Verstappen i Christian Horner podczas testów przedsezonowych 2020.
Jos Verstappen i Christian Horner podczas testów przedsezonowych 2020. Źródło: Charles Coates/Red Bull Content Pool

Drugiego marca, w dniu inauguracji sezonu 2024 i pierwszego wyścigu w Bahrajnie, w sieci ukazał się głośny wywiad z Josem Verstappenem opublikowany przez „Daily Mail”. Ojciec mistrza świata nie gryzł się w język, odnosząc się do afery z udziałem Christiana Hornera. Powiedział wprost:

Ten zespół pęknie, jeśli Horner zostanie.

Christian Horner odniósł się do głośnego wywiadu Josa Verstappena tydzień później, w rozmowie z portalem „PlanetF1„. Brytyjczyk powiedział wtedy:

Nie będę publicznie omawiać naszych prywatnych rozmów, ale one się odbyły. Zespół jest skupiony na wyzwaniach sezonu. To jedyne, co się liczy.

Szef zespołu Red Bulla dodał również:

Nikt nie jest większy od zespołu.

Mimo dyplomatycznej odpowiedzi Hornera, Jos Verstappen nie ustępował i nadal zaostrzał konflikt, otwarcie domagając się jego zwolnienia. W tym czasie zaczęły krążyć również plotki, że Jonathan Wheatley aspiruje do objęcia stanowiska szefa austriackiej ekipy, również opowiadając się za odejściem Hornera. Zarząd Red Bulla ponownie postawił na Hornera, jednocześnie zdecydowanie domagał się, aby Jonathan Wheatley pozostał na stanowisku szefa działu sportowego i nie wypowiadał się na temat swojego szefa.

Wheatley
Jonathan Wheatley. Źródło: Mark Thompson/Red Bull Content Pool

Jonathan Wheatley, dążąc do pełnej kontroli nad zespołem F1, zdecydował się opuścić szeregi stajni z Milton Keynes i dołączyć do nowego projektu Audi. Informację tę ogłoszono 5 sierpnia 2024 roku. Jego odejście było niewątpliwie dużą stratą dla zespołu koncernu produkującego energetyki. O wpływie Brytyjczyka na Red Bulla oraz na Kick Sauber przeczytacie, klikając w poniższy link.

Słychać pęknięcie

Red Bull stracił nie tylko jednego z najlepszych dyrektorów sportowych w stawce, ale również architekta swoich największych sukcesów. 1 maja 2024 roku niczym grom z jasnego nieba pojawiła się informacja: Adrian Newey odchodzi z zespołu. Legendarny inżynier miał pozostać na stanowisku jedynie do połowy bieżącego roku, kończąc tym samym trwającą niemal dwie dekady współpracę z ekipą z Milton Keynes.

Adrian Newey w czasie Grand Prix Miami 2024.
Adrian Newey w czasie Grand Prix Miami 2024. Źródło: Mark Thompson/Red Bull Content Pool

O wpływie Adriana Neweya na zespół Red Bulla można by pisać godzinami. Aby jednak ująć jego znaczenie w jednym akapicie, posłużę się prostą metaforą. Wyobraźcie sobie samochód – pierwsze, co przychodzi do głowy, to koła. Bez nich auto nigdzie nie pojedzie, prawda? Newey był dla Red Bulla właśnie takimi kołami. Ale nie tylko – był także silnikiem, który napędzał zespół; kierownicą, która nadawała kierunek. To on stał na czele działu, który przez lata projektował zwycięskie bolidy i budował potęgę Czerwonych Byków w Formule 1.

Dlaczego Newey odszedł? W pewnym momencie Christian Horner zaczął stopniowo odsuwać go od pracy nad projektem samochodu. Legendarny inżynier miał coraz mniejszy wpływ na rozwój bolidu, a jego opinie nie były już traktowane z taką wagą jak dawniej. Sam Adrian przyznał w jednym z wywiadów, że po pewnym czasie jego zdanie przestało mieć decydujące znaczenie.

Sztorm

Podsumowując sezon 2024, Red Bulla zapamiętamy nie tylko ze względu na spadek formy, ale też przez dramaty wewnątrz zespołu. Odejście Jonathana Wheatleya, rozstanie z Adrianem Neweyem i otwarty konflikt między Christianem Hornerem a Josem Verstappenem rozdzierały zespół od środka. Jakby tego było mało, bolid przestał być niezawodną maszyną dominacji – stał się kapryśny, nieprzewidywalny. Nawet Max Verstappen, uważany za najlepszego kierowcę na świecie, nie był w stanie ujarzmić tej konstrukcji. Red Bull miotał się po stawce jak łódź w sztormie, daleki od dawnej stabilności i pewności siebie.

Max Verstappen z nagrodą za pole position do Grand Prix Austrii 2024.
Max Verstappen z nagrodą za pole position do Grand Prix Austrii 2024. Źródło: Joerg Mitter Red Bull Ring

Choć Max Verstappen po raz kolejny sięgnął po tytuł mistrza świata, wygrywając 9 z 24 wyścigów, sezon 2024 trudno uznać za w pełni udany dla Red Bulla. Holender swoją znakomitą jazdą maskował problemy zespołu, ale nie był w stanie ich całkowicie przykryć. Największym z nich okazał się drugi fotel. Sergio Pérez, mimo doświadczenia i solidnego zaplecza, nie poradził sobie z wyjątkowo wymagającym bolidem. Gdy Verstappen celebrował swój czwarty tytuł mistrzowski, Meksykanin kończył sezon na rozczarowującym ósmym miejscu w klasyfikacji generalnej – najniżej spośród kierowców czterech czołowych zespołów. W naturalny sposób powróciła więc stara dyskusja: czy Pérez nadal zasługuje na miejsce w ekipie, która mierzy wyłącznie w zwycięstwa?

Red Bull zakończył sezon bez tytułu mistrza świata konstruktorów. Nietrudno było wskazać winnego. Odpowiedzialność za ten wynik spadła na Sergio Péreza, którego forma pozostawiała wiele do życzenia. W obliczu rosnącej presji jego odejście wydawało się tylko kwestią czasu. Zespół rozważał kilka opcji na następny rok, a głównymi kandydatami byli Liam Lawson i Yuki Tsunoda. Ostatecznie wybór padł na Nowozelandczyka, który otrzymał swoją szansę u boku Maxa Verstappena. O kulisach tej decyzji przeczytacie, klikając w ten link.

Gorzej być nie może

Sezon 2025 to dla Red Bulla czas chaosu i niepewności. Na dzień publikacji tego artykułu zespół zajmuje dopiero czwarte miejsce w klasyfikacji konstruktorów, a Max Verstappen plasuje się na trzeciej pozycji, tracąc do lidera, Oscara Piastriego, ponad 60 punktów. Tegoroczne zmagania ekipy z Milton Keynes cechuje przede wszystkim dezorientacja i bezradność, zwłaszcza w kontekście ich bolidu RB21, o którym szczegółowo pisałem tutaj.

Potwierdzając tezę z początku tego akapitu, warto dodać, że Red Bull w sezonie 2025 dysponował nie dwoma, lecz trzema kierowcami. Po tragicznym starcie Liama Lawsona, który okupował ostatnie miejsce w klasyfikacji generalnej, zespół zdecydował się na zmianę na Yukiego Tsunodę, który jednak nie radzi sobie lepiej.

Pisząc artykuł o bolidzie Red Bulla uformowałem wniosek, który brzmiał następująco: zamiast pochopnie rozważać zmiany w składzie kierowców po zaledwie dwóch wyścigach sezonu, zespół Red Bulla powinien skupić się na udoskonaleniu swojego bolidu. To nie kierowcy są głównym problemem, lecz wyjątkowo wymagająca maszyna, która momentami sprawia trudności nawet tak wybitnemu zawodnikowi jak Max Verstappen.

Yuki Tsunoda, Max Verstappen oraz Liam Lawson w sezonie 2025.
Yuki Tsunoda, Max Verstappen oraz Liam Lawson w sezonie 2025. Źródło Ryan Pierse/Red Bull Content Pool

Co więcej, Liam Lawson, jeżdżąc dla Racing Bulls, zdołał zdobyć więcej punktów niż Yuki Tsunoda reprezentujący główny zespół Red Bulla. Czy to możliwe, by zawodnik z wyraźnie słabszej ekipy punktował lepiej niż kierowca teamu z czołówki? Taki stan rzeczy mówi wiele – i niekoniecznie dobrze – o aktualnej formie bolidu Red Bulla.

Odejście mistrza

Nie ma dziś w padoku osoby, która nie zdawałaby sobie sprawy z tego, że gdyby nie Max Verstappen, Red Bull dawno straciłby kontakt z czołówką. Holender w pojedynkę dźwiga zespółdwa zwycięstwa, trzy pole position – to nie tylko statystyki, to demonstracja absolutnej klasy. Ale nawet najwybitniejszy pasterz nie utrzyma stada, jeśli owca zacznie tracić zaufanie. A w tym sezonie bolid Red Bulla potrafi zaskakiwać – i bynajmniej nie chodzi o miłe niespodzianki.

Coraz głośniej mówi się o możliwym przejściu Maxa Verstappena do Mercedesa. Spekulacje te przestają być jedynie medialną sensacją – rozmowy na linii Holender–niemiecki zespół potwierdzają m.in. Toto Wolff i George Russell. Co więcej, mówi się, że Verstappen, czterokrotny mistrz świata, ma w swoim kontrakcie z Red Bullem klauzulę pozwalającą na odejście, jeśli do przerwy wakacyjnej nie będzie zajmował miejsca w czołowej trójce klasyfikacji generalnej.

Toto Wolff i Max Verstappen. Źródło: https://x.com/MercedesF1_Hub

Jeśli spekulacje się potwierdzą i Max Verstappen rzeczywiście zdecyduje się na przejście do Mercedesa, w połączeniu z tym wszystkim, o czym już wspomniałem, będziemy mogli oficjalnie ogłosić upadek Red Bulla jako mistrzowskiej siły w Formule 1. Owszem, to potężny koncern, który z samego sportu nie zniknie – zatonąć w tym świecie nie tak łatwo. Ale o kolejnych tytułach będą mogli raczej zapomnieć. I to nie na sezon czy dwa, a na dłużej – być może na całą epokę, której początek właśnie obserwujemy.

Korekta: Nicola Chwist

Źródło obrazka podglądowego: Red Bull Content Pool

Authors

  • Igor Osica

    Gdy Robert Kubica świętował swoje zwycięstwo w Kanadzie, ja mówiłem jeszcze na chleb „pep” – a mimo to siedziałem z tatą przed telewizorem i z wypiekami na twarzy oglądałem Formułę 1. Sporty motorowe towarzyszyły mi od najmłodszych lat. Ryk silników, błyskotliwe manewry kierowców i zawrotna prędkość na torze – to wszystko zawsze podnosiło mi ciśnienie. Dziś, po zakończeniu edukacji, dołączyłem do szeregów Kontry i co tydzień mam przyjemność relacjonować dla Was najbardziej ekscytujące wydarzenia ze świata królowej sportów motorowych!

  • Nicola Chwist

    Absolwentka sztuki pisania i studentka psychologii. Z zawodu Starsza Korektorka materiałów dydaktycznych na uczelni prywatnej. W wolnym czasie redaguje dla wydawnictw, a jedną z jej specjalizacji stała się Formuła 1. Współpracowała przy książkach, takich jak "Grand Prix" Willa Buxtona, "Mercedes. Za kulisami teamu F1" Matta Whymana, "Formuła 1. Ilustrowana historia królowej motorsportu" Maurice’a Hamiltona czy "Bez ściemy" Günthera Steinera. Wierna fanka F1 od 2007 roku.

PREVIOUS POST
You May Also Like