W ubiegły weekend miał miejsce jeden z najbardziej prestiżowych wyścigów rozgrywanych w USA i pierwsza runda sezonu mistrzostw IMSA – Rolex 24 at Daytona. Dzisiaj zabiorę was w podróż przedstawiającą drogę do zwycięstwa w każdej z klas, a jest o czym opowiadać, bo tegoroczny wyścig dostarczył nam wiele emocji – zwłaszcza w końcówce.

Porsche triumfuje w klasie GTP

Triumf Porsche w Rolex 24 At Daytona był udziałem samochodu #7 – tego samego (choć w innym składzie), który wygrał również poprzednią edycję 24-godzinnego wyścigu odbywającego się na Florydzie. Powtórzenie sukcesu sprzed roku w przypadku niemieckiej marki nie było jednak proste – w początkowej fazie wyścigu samochody Porsche walczyły zaciekle z wyglądającymi na szybsze Cadillacami oraz BMW.

Wszystko zaczęło się zmieniać w nocy, kiedy rywale zaczęli popełniać błędy i powoli odpadać z rywalizacji. Do mety oficjalnie dojechało 9 z 12 aut najwyższej kategorii, jednak tylko pierwszych sześciu kierowców miało stratę nie większą niż jedno okrążenie.

Przerzedzenie stawki nie oznaczało jednak końca emocji w walce o końcowy sukces. Przez cały poranek ekipa Porsche okupowała czołowe dwie pozycje. Dopiero na około 2 godziny przed końcem rywalizacji BMW, dzięki szczęśliwej dla nich neutralizacji, udało się przedzielić formację rywali i realnie im zagrozić.

W ostatnim akcie tego widowiska osiągnęliśmy apogeum. Najpierw miała miejsce bezpardonowa walka na łokcie z BMW #24 prowadzonym przez Driesa Vanthoora, która niestety skończyła się uszkodzeniami aerodynamicznymi w aucie spod biało-niebieskiego szyldu, które w efekcie spadło na 5. miejsce. Potem zaś na niesamowitym wewnętrznym pojedynku stajni ze Stuttgartu skorzystała Acura. Amerykański zespół (bo pod taką licencją startowali) uplasował się na 2. miejscu, przedzielając dwa prototypy Porsche!

Warto wspomnieć również, że dzięki zwycięstwu w Rolex 24 At Daytona Nick Tandy stał się pierwszym kierowcą w historii, który wygrał cztery najważniejsze wyścigi 24-godzinne w klasyfikacji generalnej! Co ciekawe, wszystkie triumfy zaliczył za kierownicą Porsche (2015 – Le Mans w klasie LMP1, 2018 – Nurburgring w klasie GT3, 2020 – SPA w klasie GT3).

Od lewej: Laurens Vanthoor, Nick Tandy, Felipe Nasr
Źródło: Porsche USA

„Klątwa lidera” uderza w LMP2

To wyglądało tak, jak gdyby nikt nie chciał wygrać tego wyścigu. Zaczęło się od karambolu z udziałem United Autosports, wywołanego przez Louisa Deletraza po jednym z restartów. Załoga #2 od początku jechała w czołówce i była bardzo mocnym kandydatem do zwycięstwa. Niestety w wyścigach endurance, oprócz szybkiej jazdy i braku awarii, potrzebny jest także łut szczęścia, którego zabrakło Nickowi Boulle.

O pechu mówić może również polski zespół Inter Europol Competition. Po słabych kwalifikacjach samochód z numerem 43, dzięki skutecznemu unikaniu kłopotów na początku wyścigu, w nocy objął prowadzenie w klasie LMP2. Niestety nad ranem polskiego czasu „Piekarzy” zatrzymała awaria skrzyni biegów. Było to pierwsze wycofanie się z wyścigu w wykonaniu mistrzów IMSA z ubiegłego sezonu w historii ich startów w tej serii. Wielka szkoda, że stało się to akurat podczas Rolex 24 At Daytona.

„Turbo Piekarze” przedwcześnie zakończyli udział w Rolex 24 At Daytona 2025
Źródło: X/@IE_Competition

Na nieco ponad 2 godziny przed końcem wydawało się, że po pewne zwycięstwo zmierza AF Corse #88. Włosi mieli 35 sekund przewagi nad drugą załogą i aż 55 sekund nad resztą stawki. Niestety szczęście opuściło również ich – Matthieu Vaxiviere musiał zatrzymać się z powodu awarii mechanicznej.

Problemy techniczne dotknęły również AO Racing #99. Po wykonaniu pit stopu Christian Rasmussen nie mógł ruszyć ze swojego stanowiska – awarii uległa elektronika. Samochód wrócił do rywalizacji, jednak strata była zbyt duża, by marzyć o powrocie do walki o podium.

Prawdziwy chaos nadszedł jednak dopiero w ciągu ostatnich 30 minut. Po serii zjazdów do boksu związanych z neutralizacją, która miała miejsce na mniej niż godzinę do końca wyścigu, prowadził Paul Chatin w prototypie Era Motorsport #18. To właśnie wtedy miała miejsce kolizja, którą spowodował jadący na drugim miejscu Mathias Beche – ukarany niedługo później przejazdem przez aleję serwisową za ten incydent.

Na czele ponownie znalazł się Tower Motorsports #8, m.in. z Sebastienem Bourdais za kierownicą. Francuz znany między innymi z Formuły 1 oraz IndyCar dowiózł pierwsze miejsce do mety bez większych przygód.

GTD Pro – kontrowersje, środkowe palce i zwycięstwo Forda w ojczyźnie

W klasie GTD Pro zaraz po starcie prowadzenie kosztem Forda #65 objęło BMW #48, jednak zespół Paul Miller Racing szybko dał się wyprzedzić Andrei Caldarelliemu prowadzącemu Lamborghini #9. Ta dwójka jechała bardzo blisko siebie przez pierwszą godzinę. Niestety już podczas pierwszego postoju Włosi napotkali problemy – nie byli w stanie odkręcić nakrętki od koła. Na domiar złego okazało się, że ich kierowca przekroczył dozwoloną prędkość w alei serwisowej. Kara pozbawiła Lamborghini szans na walkę w czołówce na dłuższy czas. To niestety nie był dla nich koniec złych wiadomości – auto prowadzone przez Jordana Peppera ucierpiało w karambolu po restarcie, co spowodowało wycofanie się tej ekipy z wyścigu.

W międzyczasie Fordy odzyskały dobre tempo i wróciły do walki o czołowe pozycje, prowadząc praktycznie nieprzerwanie przez kilka godzin. W nocy, co prawda, do rywalizacji z przodu włączyły się BMW, Mercedes oraz Porsche, ale była to tylko chwilowa zwyżka formy i po wschodzie słońca amerykański zespół odzyskał pozycję lidera, której de facto nie oddał już do samej mety. Dosyć niespodziewanie rano poprawiło się również tempo samochodów Corvette.

Niestety także w klasie samochodów GT doszło do kolizji między samochodami walczącymi o podium w końcówce wyścigu. Na 11 minut przed flagą w szachownicę Nico Varrone zbyt mocno opóźnił hamowanie do pierwszego zakrętu i zahaczył o Kelvina van der Linde jadącego BMW #1. Nie było to mocne uderzenie, jednak wystarczyło, aby auto niemieckiego producenta się obróciło. Straty były na tyle duże, że #1 wypadła poza czołową trójkę. Po karze drive through dla Corvette z numerem 4, na trzecim miejscu na mecie zameldował się drugi Ford #64 prowadzony przez Sebastiana Priaulx.

Sytuacja ta mogła wynikać z napięcia między tymi dwoma producentami wywołanego na około trzy godziny przed końcem. Corvette #4 oraz BMW #1 znalazły się tuż za dublowanym Augusto Farfusem w BMW #48. Brazylijczyk robił wszystko, aby pomóc swojemu koledze z zespołu wyprzedzić Tommy’ego Milnera. Początkowo wszystko odbywało się w granicach przepisów i dobrego smaku, jednak po paru okrążeniach Farfus zaczął niemal „zatrzymywać się” w środku zakrętów. Doprowadziło to do kolizji między walczącymi w czołówce samochodami. W mediach wylała się później fala krytyki zarówno na polecenia zespołowe ekipy bawarskiego producenta, jak i na zachowanie samego kierowcy. Zdjęcie Tommy’ego Milnera, który jadąc niemal 300 km/h pokazał przez okno swojego auta środkowy palec Farfusowi, stało się natomiast internetowym viralem.

GTD – auto wystawione na sprzedaż przez Instagrama pokonało wielkie ekipy

Ostatnią klasą, która jechała w Rolex 24 At Daytona była klasa GTD. Podobnie jak w GTD Pro w tej klasie używane są samochody GT3. O różnicach między tymi klasami możecie poczytać w ABC Daytony, które przygotował Piotr Szczepanik.

W tym roku po raz pierwszy oddzielono klasy GTD Pro i GTD na starcie wyścigu oraz na restartach, dzięki czemu pierwsze okrążenie przebiegło dosyć spokojnie. Zazwyczaj sporo zamieszania wprowadzało ustawienie, które sprawiało, że kierowcy z różnymi licencjami – a co za tym idzie poziomem umiejętności i doświadczenia – byli wymieszani w klasyfikacji. Porsche #120 utrzymało pole position i zaczęło odjeżdżać rywalom. Dopiero po zjeździe do alei serwisowej na pierwszą rundę tankowania oddali prowadzenie na rzecz Mercedesa.

Po wypadku z udziałem prototypu LMP2 zespołu Vasser Sullivan, w pitlane miała miejsce wręcz kuriozalna sytuacja. Do boksów jednocześnie zjechały prawie wszystkie samochody obu klas GT. Poskutkowało to „korkiem” na wyjeździe – na końcu alei serwisowej paliły się czerwone światła w związku z przejeżdżającymi na prostej startowej samochodami GTP.

Źródło: YouTube/IMSA

Na całym zamieszaniu bardzo skorzystało Ferrari, które przesunęło się w okolice podium. Włosi nie prezentowali jednak zbyt mocnego tempa i bardzo szybko zaczęli tracić kolejne pozycje. Stajnia z Maranello pokazała się za to z lepszej strony nocą. Przez krótki czas w pierwszej czwórce mieliśmy aż trzy ekipy korzystające z samochodów włoskiego producenta. Niestety nie przełożyło się to na dobre pozycje końcowe – najwyżej sklasyfikowanym Ferrari było AF Corse #50 na 7. miejscu.

W godzinach porannych prowadzenie objął Matt Bell – kierowca zespołu AWA. Corvette nie oddała pozycji lidera nawet po zmianie kierowcy. Dopiero niekorzystna dla ekipy #13 neutralizacja, która miała miejsce na około 2 godziny przed finiszem, pozwoliła rywalom z Porsche z numerem 120 zbliżyć się i, wykorzystując zamieszanie na restarcie, przypuścić atak na pierwsze miejsce. Corvette jednak dzielnie walczyło i odzyskało prowadzenie, którego nie oddali już do mety. Co ciekawe, jeszcze rok temu Anthony Mantella w akcie frustracji… wystawił to samo auto na sprzedaż. To tylko pokazuje, jak przewrotne mogą być sporty motorowe!

Źródło: X/@AWARacing

Zachęcamy do śledzenia Kontry na mediach społecznościowych – w czasie wyścigu prowadziliśmy relację na żywo z najciekawszych wydarzeń. Możecie tam znaleźć nagrania z nałożonym polskim komentarzem z większości opisywanych wyżej sytuacji!

Źródło obrazka wyróżniającego: Porsche USA

PREVIOUS POST
You May Also Like